sobota, 6 lipca 2013

Chapter 2

Następnego dnia

Wstałam jakoś wcześniej, bez pomocy mojego budzika. Tak jak zawsze poszłam wziąć prysznic, ale nie za długo, bo nie było dość ciepłej wody, ale w letniej też było ok. Wyszłam spod prysznica i poszłam do pokoju. Z szafy wyciągnęłam moje czarne shorty i przewiewną białą bluzkę na ramiączkach. Poszłam do łazienki się poczesać, ale gdy stanęłam na przeciwko lustra zamurowało mnie. Wielka malinka na szyi. No pięknie.. a zapomniałam o tym.. tym seksownym chłopaku, którego cholernie się bałam, ale nie zamierzałam się z nim spotykać. Co miało oznaczać stwierdzenie, że jestem JEGO. Nie jestem niczyją własnością, mam nadzieję, że go już nigdy nie zobaczę.Poczesałam się i zakryłam włosami moją szyję tak żeby ciocia nie zauważyła. Wzięłam torbę i zbiegłam na dół. Mojej cioci nie było w domu, zostawiła mi karteczkę:
" Cloe, będę jutro rano.. sprawy biznesowe, zrób zakupy xx ". Czyli sama zrobię śniadanie. Była godzina 6.59 czyli mam dużo czasu. Zrobiłam dwie kanapki i herbatę. Jakoś szybko zjadłam. Zakluczyłam dom i szłam w kierunku szkoły. Kiedy już do niej doszłam, moją uwagę przykuła grupka paląca papierosy. Zauważyłam.. jak on tam.. Louis? Tak właśnie go zauważyłam, starałam się nie rzucać w oczy. Prawie weszłam do szkoły, ale poczułam czyjąś obecność za mną. No kurde!
- Znowu się widzimy maleńka - poczułam jak się i uśmiecha i odwróciłam się w jego stronę.
- Louis, tak? możesz mnie tak nie nazywać? - odepchnęłam go od siebie po czym on się lekko zaśmiał, tak że przeszły mnie ciarki na plecach.
- Pasuje to do ciebie - spojrzał na moją szyję, a ja momentalnie ją zakryłam włosami nie spuszczając z niego wzroku.
- Pierdol się - odwróciłam się i oddaliłam się od niego, ale złapał mnie za nadgarstek i przysunął do siebie i przygwoździł do ściany.
- Nie uwolnisz się ode mnie, już nie długo będę sprawiał, że zaczniesz wołać moje imię - powiedział szepcząc mi do ucha i przygryzając płatek mojego ucha. Drżałam, ale nie zamierzałam się poddawać, żadnemu chłopakowi nie zaufam. A co to miało oznaczać, że zacznę krzyczeć jego imię? Niech się wali.
- Daj mi spokój - odepchnęłam go od siebie i weszłam wreszcie do szkoły kierując się na biologię. Szłam dość szybkim krokiem, byłam tym wszystkim nabuzowana i jedno o czym myślałam to tylko o Louis'ie. Nawet nie usłyszałam, że Danielle mnie woła. Powiedzieć jej, czy nie?
- Cloe! Czekaj! - dogoniła mnie i lekko dyszała.
- Dan.. przepraszam, zamyśliłam się.
- Z kim ty rozmawiałaś za drzwiami?
- Domyśl się, ugh..
- On?
- Tak.. powiem ci później, chodź teraz na biologię, bo będzie przypał jak się spóźnimy.
Lekcje ciągnęły się strasznie wolno. Został jeszcze lunch i angielski. Z Dan z miłą chęcią poszłyśmy na stołówkę nie tylko po to żeby coś zjeść, ale żeby posłuchać Liam'a. Jak zwykle śpiewał cudownie, szczerze to zazdrościłam mu talentu. Dan jak zwykle wgapiała się w niego, był przystojny. Szkoda, że Dan nie ma odwagi do niego zagadać.
- On jest taki cudoooowny... - powiedziała Dani rozmarzonym głosem.
- I właśnie idzie w naszą stronę - uśmiechnęłam się do niej.
- O matko! jak wyglądam?
- Jak zwykle ślicznie - powiedziałam chichocząc.
- Cześć dziewczyny - przysiadł się do nas Liam i uśmiechnął się do Dani.
- Cześć jestem Cloe, a to Danielle - przedstawiłam nas grzecznie.
- No ten.. tak.. to ja.. mów mi Dan - uśmiechnęła się nieśmiało, a on to zauważył.
- Ok Dan.. może chciałabyś iść ze mną na dyskotekę w tą sobotę? Jeśli Cloe ma ochotę to niech też idzie - uśmiechnął się. Dan ma takie szczęście.
- Ja chętnie pójdę - odparłam.
- Ok.. - powiedziała nieśmiało Dan, rumieniąc się
- Chodź odprowadzę ciebie na lekcję - uśmiechnął się, wstał i poszedł z Dan w stronę klasy. Ja po chwili też się ruszyłam. Lekcja minęła całe szczęście szybko. Po szkole musiałam iść zrobić zakupy tak jak mnie o to ciocia prosiła, ale zaraz.. Nie znam do końca tego miasta.. kurcze. Myślę, że poradzę sobie. Szłam cały czas prosto, a na podwórku zrobiło się zimniej niż było wcześniej. Szłam i szłam. Nie wiem gdzie się znajdowałam. Zabłądziłam. Nie było żadnego przechodnia, żeby zapytać się o drogę. Zaczęłam się wracać, ale jakaś nieznajoma mi twarz nie pozwoliła mi przejść.
- Panna nie boi się chodzić sama, takimi ulicami? - uśmiechnął się do mnie. Bałam się go, urodą nie grzeszył. Miał kilka kilogramów nadwagi, zielone oczy, blond włosy krótko ścięte i nos jak " kartofel ". Nie mój typ.
- Umm przepraszam, że zakłóciłam spokój życiem na tej ulicy, ale tylko zabłądziłam.. mógłby pan mi powiedzieć, jak dotrzeć tu do jakiegoś sklepu?
- Chodź za mną - odwrócił się ode mnie i prowadził mnie wgłąb tej strasznej ulicy. Nagle znalazłam się przy jakimś bloku. Jedna, wielka melina.
- To raczej nie jest sklep... - powiedziałam drżącym głosem.
- Doprawdy? - przywarł do mnie swoim ciałem. Zaczęłam się wiercić. Ja to mam pecha.
- Pomocy!! czy ktoś mnie tu słyszy!!? - walnął mnie w twarz gdy krzyknęłam.
- Zamknij się głupia suko, nikt cię tu nie usłyszy, ta ulica, to jedno, wielkie zadupie - jego ręka wędrowała po moim udzie, a usta przygryzały skórkę mojej szyi. Swoją druga dłonią zakrył mi usta żebym nie krzyczała. Z moich oczu zaczęły płynąć wielkie łzy. Czyli znowu miałam zostać zgwałcona? Nagle poczułam, że nie ma go obok. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam... Louis'a?
- Ty pierdolony dziwkarzu! - Louis okładał go pięściami po twarzy. Stałam i patrzyłam, aż nagle postanowiłam zareagować.
- Przestań Louis!! Zabijesz go! - podeszłam do niego i zaczęłam go odciągać. Louis po chwili wstał i ostatni raz kopnął go w żołądek.
- Masz szczęście skurwielu - powiedział oschle Louis w jego stronę, a leżący plunął krwią i zwinął się z bólu jeszcze bardziej. Louis wziął mnie za rękę i ciągnął za sobą.
- Mogłeś go zabić.. - powiedziałam cicho.
- Co ty tu robisz?! Wiesz, ile tu jest zboczeńców takich jak Alex?! - Alex.. to tak ten koleś miał na imię.
- Jejku, przepraszam, że zabłądziłam! Jestem tu nowa kolego- powiedziałam z amerykańskim akcentem.
- Masz szczęście, że tędy przechodziłem. - jego ton uspokoił się i spojrzał na mnie jakby się... martwił?
- Dzięki, ale sama poradziłabym sobie - powiedziałam z wyższością.
- Właśnie zauważyłem - odpowiedział, a ja sprawdzałam godzinę w telefonie. 17.01. Nagle nie miałam telefonu już w rękach, bo trzymał go brunet i coś wstukiwał. Nagle zadzwonił jego telefon. Co on robi?
- Ok. Mam już twój numer maleńka - puścił do mnie oczko i byliśmy już niedaleko szkoły, czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie, ale i tak cholernie się go bałam.
- Do zobaczenia kochanie - popatrzył na mnie tym swoim onieśmielającym spojrzeniem, a ja patrzyłam jak odchodzi. Boję się go.. Zaczęłam biec w stronę domu, po jakichś 10 minutach byłam już pod domem nieźle zdyszana. Czy już naprawdę nie zaznam spokoju? Weszłam do domu i opadłam na kanapę. Momentalnie zasnęłam śniąc o chłopaku z turkusowymi oczami.

Lou's POV

Szedłem w stronę mieszkania, zadowolony z siebie, że uratowałem Cloe i zdobyłem jej numer, choć ona  była i tak na mnie wkurwiona. I tak ją lubię, jest inna niż te wszystkie dziewczyny, które przeleciałem. Tak miałem ochotę ją pieprzyć, a może i coś więcej niż samo pieprzenie? W jej oczach było widać tą nieufność do ludzi.. bała się mnie i to mnie pociągało. Wszedłem do domu i z zamyśleń wyrwał mnie krzyk chłopaków.
- Louis! gdzieś ty był? patrz jaki mamy towar - powiedział już nieźle zjarany Hazz, uwielbiałem go tak jak Zayn'a i Niall'a, ale go chyba najbardziej. Był jak brat.
- A tu i ówdzie. - podszedłem do nich i usiadłem obok Niall'a.
- Jeszcze pytasz gdzie był.. Dziewczyna o imieniu Cole, ciebie porwała? Też jest taka łatwa jak inne. - powiedział Niall chichocząc.
- Nie.. ona nie jest taka. Postawiła mi się i to mnie kręci. Jeszcze ją przelecę. - powiedziałem rozmarzonym głosem. - No.. to pokażcie co wy tu macie. - Wziąłem od Zayn'a bucha i rozpływałem się mając przed sobą jeden obraz. Cloe.


No i jest 2 rozdział! Bardzo was proszę, zostawiajcie jakieś komentarze, bo ja tego dla siebie nie piszę ;)
Kolejny rozdział pojawi się jutro. xx

2 komentarze :