środa, 24 grudnia 2014

Ogłoszenie

Witam moich czytelników, którzy skończyli czytać to fanfiction lub je zaczyna ;)
Pragnę wam przedstawić moją kolejną pracę: Klik
Opowiadanie będzie o Harrym i liczę, że spodoba wam się tak samo jak to opowiadanie.
Niedługo pojawi się prolog, ale możecie również zapoznać się z bohaterami :D
To tyle i życzę wam Wesołych Świąt spędzonych wraz z rodziną! :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Wiadomość

Cześć wam! Chciałybyśmy was poinformować o naszej nowej pracy nad kolejnym opowiadaniem. Jednak podjęłyśmy decyzję, że będzie to właśnie tłumaczenie!
Kolejne opowiadanie o Louisie, myślę, że dobrze nam pójdzie, a dla ciekawskich link:
KLIK
To jest dopiero takie wprowadzenie i niestety nie dostałysmy pozwolenia, żeby tłumaczyć je na blogspocie jednak mysle ze mozecie równie czytac to na wattpadzie.
To tyle :)

środa, 25 czerwca 2014

Chapter 31

Stałem nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, wciąż zastanawiałem się jak to możliwe że po takim czasie znów się spotykamy. Czy ten świat jest naprawdę taki mały? Nasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych dlatego też na dobre utkwiło mi w głowie.

                                                             
 
                         kilka miesięcy wcześniej

- Oddawaj pieniądze szmaciarzu - wysyczał przez zaciśnięte zęby mocno wkurwiony Zayn.
- D.ddajcie mi jeszcze trochę czasu, oddam wszystko co do gro.. - mężczyzna nie zdążył dokończyć swojej obietnicy, ponieważ wycelowałem swoją pięść prosto w jego twarz.
- Znamy już te twoje zagrywki Rixon - burknął Niall trącając go w tors z taką siłą że upadł na ziemię wydając z siebie cichy jęk.
- Albo pieniądze albo działka - nachyliłem się nad nim by móc spojrzeć w jego twarz. Z prawej brwi obficie sączyła się krew. - Na pewno masz coś przy sobie! Dalej chłopaki, przeszukajmy go - zaproponowałem.
- Jest pusty - oznajmił Zayn chwilę później.
- Kurwa! - warknął Niall. - Dorwiemy cię, prędzej czy później zapłacisz nam czy tego chcesz czy nie! -krzyczał.
Dawno już nie widziałem go w  takim w stanie, wszyscy byliśmy nieźle wkurwieni, bo który diler lubi gdy nie spłaca się mu długów?
- Pierdolcie się - powiedział Rixon, po czym resztkami sił podniósł się lekko i plunął Niallowi prosto w twarz.
Zaśmiałem się pod nosem, bo wiedziałem co go czeka. Chłopak wpadł w furię i już nikt nie był w stanie go uspokoić, mogliśmy jedynie mu pomóc. Pięści blondyna jedna za drugą kaleczyły twarz prawie nieprzytomnego mężczyzny. Przyłączyłem się do tej zabawnej akcji razem z Zaynem kopiąc go gdzie popadnie. 
- Jeśli jeszcze raz nie oddasz tego pieprzonego długu to jesteś martwy, to było ostatnie ostrzeżenie! - warknąłem i gwałtownie odwróciłem się za siebie słysząc dźwięk łamiącej się gałęzi.
Reszta chłopaków zareagowała tak samo, nasze spojrzenia zatrzymały się na dwóch przerażonych dziewczynach.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy, dwie śliczne brunetki - przywitałem je szerokim uśmiechem.
- Czego od nas chcecie? - zapytała drżącym głosem jedna z nich. 
- My? Po prostu spodobałaś mi się ślicznotko - zachichotałem i złapałem ją za podbródek zmuszając by na mnie spojrzała [...]

                                          
                                                                                     Wieczór 

- Spierdalaj gnoju, bo połamię ci wszystkie kości - wkurwiony przywarłem go do muru.
- Spokojnie - uśmiechnął się drwiąco i odepchnął mnie. - Liczę na to, że widzimy się niebawem - puścił oczko w moją stronę i zniknął za zakrętem.
Całe pierdolone dwie godziny z tym idiotą. Czemu od razu go nie pobiłem? Ogólnie nie rozumiem czego on ode mnie chciał? Jakby chciał mnie odciągnąć od Cloe. Nie Louis, już masz jakieś urojenia.
Postanowiłem powrócić do szpitala i sprawdzić jak czuje się Cloe z jej ciocią.

Gdy byłem już na odpowiednim piętrze, kierowałem się w stronę sali gdzie powinny znajdować się dwie kobiety. W holu było podejrzanie cicho. Ani jednej żywej duszy. Coś się działo i wiedziałem, że zaraz się tego dowiem.
Wszedłem do pokoju i zastałem jedno łóżko, które zostało najwyraźniej przewrócone i wybitą szybę oraz jakiś kij do baseballa. Gdzie jest do chuja Cloe? Co tu do chuja się dzieje?! Zacząłem panikować, wybiegłem z sali i rozglądałem się po korytarzu.
- Czy ktoś tu do chuja pana jest?! - krzyknąłem spanikowany.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Dlaczego jej nie upilnowałem? Jestem beznadziejny.
Oparłem się o ścianę i odchyliłem głowę oraz zamknąłem oczy. Jak do tego wszystkiego doszło? Dlaczego nikogo tu nie ma? Miliony pytań krążyło mi po głowie a także zero odpowiedzi. Wszedłem do pokoju i wziąłem kij do ręki. Na nim była przyklejona kartka z jakąś treścią:
__________________________________________________________
Zemsta za pobicie przez jebany dług, którego nie spłaciłem. x
__________________________________________________________
I już od razu wiedziałem kto to. Rixon. Ale jak? Przecież spędziłem z nim dwie pieprzone godziny, przecież nie mógł być w dwóch miejscach na raz. A co jeśli miał jakiegoś wspólnika? Co jeśli jest to prześladowca Cloe? A co ma do tego jej ciocia? Przecież Rixon był z nią, tak? Walnąłem z całej siły pięścią w ścianę, na której pozostał ślad mojej. Jestem w chuj wkurwiony. Niech ja tylko dopadnę tego kutasa w swoje pierdolone ręce. On umrze powolną śmiercią. Obiecuje mu to. Jedyne co mi teraz pozostało, to wydostanie się z tego szpitala i poszukania go, jednak nie mogłem zrobić tego sam. A kto mógł mi najbardziej w tym pomóc? Harry, Niall i Zayn.

Wyszedłem ze szpitala i usiadłem na pobliskiej ławce, zastanawiając się jak mogę go znaleźć. Postanowiłem wysłać wiadomości do chłopaków:
_______________________________________________________
DO: Zayn Malik, Harry Styles, Niall Horan
OD: Louis
Mamy zadanie do wypełnienia, rusz dupę i widzimy się przy opuszczonym sierocińcu, zresztą jak zawsze. x
PS. Umie ktoś z was namierzyć telefon, cokolwiek?!
_______________________________________________________
Wysłano. Wstałem i kierowałem się w stronę umówionego miejsca. Wyjąłem telefon z kieszeni, ponieważ dostałem wiadomość.
_______________________________________________________

DO: Louis
OD: Zayn Malik
Ja mogę spróbować, zależy o co chodzi.x
_______________________________________________________
Wiedziałem, że na Zayna mogę polegać. Zresztą jak na każdego z nich, ale Zayn zna się na takich pierdółkach.
_______________________________________________________
DO: Zayn Malik
OD: Louis
Opowiem ci jak wreszcie przyjdziesz pod sierociniec
______________________________________________________________
Dlaczego te dwie kanalie mi nie odpisują?!  Jednak długo nie musiałem czekać. Dostałem dwie wiadomości od Loczka i Blondasa z potwierdzeniem, że zaraz będą. Jezu dlaczego to wszystko tak długo trwa?

Po kilku minutach, siedziałem pod sierocińcem na płocie, który ledwo stał. Naprzeciwko mnie stał Malik, obok niego Harry i Niall.
- Więc o co chodzi? - zapytał Loczek.
- Jesteście mi cholernie teraz potrzebni. Pamiętacie Rixona? - zapytałem zeskakując z płotu.
- Ten co go tak pobiliśmy, że aż trafił do szpitala na cały miesiąc? - zapytał Niall śmiejąc się. Jednak nie było mi teraz do śmiechu.
- Do rzeczy - wtrącił Zayn. Westchnąłem.
- Chodzi o Cloe i jej ciocię.
- Co jest kurwa dla Cloe?! - wtrącił Harry jakby ktoś go wrzątkiem poparzył.
- Ogarnij się kurwa - zgromiłem go wzrokiem. - Obydwie były w szpitalu. Ciocia Cloe za pobicie, podejrzewam, że zrobił to Rixon, a Cloe zemdlała oraz wykryto u niej bulimię - ostatnie słowo wypowiedziałem ze smutkiem. - Cloe poprosiła mnie żebym wyszedł i pojechał do domu odpocząć, bo chciała porozmawiać z ciocią. Oczywiście nie chciałem tego robić jednak posłuchałem się jej i wyszedłem na dwór zajarać.A gdy zacząłem iść do samochodu i natknąłem się właśnie na niego - zacisnąłem pięści. - Spędziłem z nim kurwa dwie pieprzone godziny, wiedziałem, że chciał jak najdłużej prowadzić tą beznadziejną rozmowę, żeby w jakikolwiek sposób mnie zatrzymać. Kiedy już sobie poszedłem, ja jednak wróciłem do szpitala bo coś mi nie grało. W sypialni Isabelle, czyli cioci Cloe była wybita szyba, wywrócone łóżko i kij baseballowy z wiadomością o zemście. Teraz nie wiem gdzie on może je przechowywać, co z nimi może zrobić, jestem na siebie cholernie zły, że zgodziłem się na to żeby jechać do domu - schowałem twarz w dłonie.
- Louis... to nie twoja wina, nie zadręczaj się. My ci pomożemy - odpowiedział Zayn przytulając mnie po przyjacielsku.
- No dobrze. A ktoś nie mógł zainterweniować? Przecież ktoś musiał być na korytarzu czy coś - powiedział Harry marszcząc czoło.
- Nie było nikogo, czuję, że to musiało być planowane - odpowiedziałem drapiąc się po głowie.

- Nie do wiary - powiedział Niall patrząc na swoje ręce.
- Musimy działać jak najszybciej - odpowiedział Zayn. - Podaj mi rodzaj jej telefonu i numer, postaram się go wyszukać.


*** parę minut później ***

- Teraz skręć w lewo - tłumaczył mi Zayn a ja posłusznie wykonywałem jego polecenia.
Udało nam się namierzyć telefon Cloe, chodź zasięg jest bardzo słaby to i tak cieszę się że mamy jakikolwiek trop. Jechaliśmy jeszcze przez kilka dobrych minut, miałem wrażenie jakby to trwało wieczność, skupiałem się na drodze, cały czas patrząc przed siebie. 
- Jak myślicie, co ten idiota planuje? - zapytał Niall przerywając ciszę.
- Nie wiem, ale jak go dorwę to jest martwy - warknąłem.
- Musisz teraz wjechać w tą wąską ścieżkę - oznajmił Zayn.
- I że niby mam tędy przejechać? Musimy wysiąść i dalej iść pieszo. Daleko jeszcze?
- Są już blisko.
- W takim razie wysiadamy - powiedziałem po czym zgasiłem samochód i wyszedłem na zewnątrz.
Wieczór był chłodny, zimny wiatr roztrzepywał nasze włosy na wszystkie strony, podążaliśmy wszyscy jak najciszej starając się nie nadepnąć na żadną z gałęzi. Droga leśna ciągnęła się jakby nie miała końca, znużony już miałem pytać jak długo jeszcze będzie to trwało, ale moją uwagę przyciągnął snop światła, dobiegający z naprzeciwka.
- Patrzcie tam - powiedział Harry wyrywając mnie z rozmyśleń. 
Zauważył, uff już myślałem że to tylko moje urojenia.
- Idziemy - rozkazał Zayn, przeładowując pistolet który cały czas miał schowany za spodniami.
- Macie więcej broni? - zapytałem uświadamiając sobie, że nie jestem ubezpieczony. Nie miałem czasu myśleć o takich drobnostkach.
- Ja mam dwa, trzymaj - powiedział i podał mi czarny, mały rewolwer. 
 - Ruszcie w końcu te dupy, długo będziemy tak jeszcze stać? - warknął Harry.
Wolałem przemilczeć jego chamskie zachowanie, żeby nie robić afery, więc zignorowałem go i zacząłem iść w kierunku światła. 
Robiło się coraz jaśniej, już po chwili naszym oczom ukazał się duży, wysoki budynek, coś jakby opuszczona fabryka, od razu podbiegłem i pociągnąłem za klamkę z taką siłą że prawie wyrwałem drzwi.
- Cloe!! Cloe gdzie jesteś?! - zacząłem krzyczeć, mój głos odbijał się od ścian tworząc echo.
- Louis zamknij się, nie mogą wiedzieć, że tu jesteśmy -  powiedział Zayn.
-Tam są schody, może są na samej górze? Chodźcie - poinstruował Niall.
Chciałem już jak najszybciej dostać się do pomieszczenia gdzie była moja Cloe jednak Harry próbował mnie wyprzedzić. Wkurwiłem się i odepchnąłem go.
- Ogarnij się kurwa wreszcie - warknąłem a on posłał mi gromy ze swoich oczu.
Stanęliśmy na środku długiego korytarza, nikogo nie było słychać. Postanowiliśmy się rozdzielić. Ja z Zaynem ruszyliśmy prosto a Niall z Harrym w prawo. Coraz bardziej byłem spięty. Sprawdzaliśmy po kolei każde pomieszczenie. Nic. Jednak coś mi mówiło, żeby iść na sam koniec korytarza gdzie znajduje się wielki balkon.
- Za mną - szepnąłem do mulata. Byliśmy gotowi żeby strzelać, kiedy wbiegliśmy na balkon tam właśnie byli. Bingo.
- Kogo my tu mamy - uśmiechnął się drwiąco nie kto inny oczywiście Rixon.

Spojrzałem w tył za jego plecami. Nieprzytomna ciotka Cloe leżała przykuta to metalowego słupa. A Cloe? Gdzie ona kurwa jest?!
- Ty popierdoleńcu, gdzie jest moja dziewczyna?! - krzyknąłem w jego stronę i zacząłem się zbliżać.

- Nie tak szybko Tomlinson - zatrzymałem się. - Jeżeli podejdziesz bliżej to kto wie jakie lądowanie będzie miała twoja suczka.
- Gdzie ona jest?
- Louis! - usłyszałem przerażony głos dziewczyny. Czy ona? Ona wisiała kurwa ledwo przywiązana do jebanego metalowego drążka! - Pomóż mi błagam! - słyszałem jak płacze.
- Czego chcesz?! - krzyknąłem - wypuść ją skurwysynie!
Nagle Harry i Niall pojawili się obok mnie.
- Trochę szacunku, bo mój pomagier może odciąć linę i z twojej dziewczyny zostanie jedna wielka plama krwi. Cóż, chcę całego twojego dorobku i ciotkę Cloe lub śmierć - uśmiechnął się złowieszczo.
Zacisnąłem pięści tak, że na pewno pobielały mi kostki. Kiwnąłem w stronę Nialla tak żeby podbiegł do jego pomagiera i go unieruchomił a ja złapałem za szyję Rixona i pchnąłem w stronę bariery.
Moja pięść powędrowała w stronę jego twarzy. Odchylił się i teraz to ja znajdowałem się tak, że mogłem wypaść. Szarpałem się z nim i prawie mnie wypchał.
- Louis!? - krzyknęła Cloe.
- Pomóżcie jej do kurwy nędzy bo spada! - krzyknąłem do chłopaków.
- To za spranie mi dupy - przywalił mi w twarz i wypchał mnie a ja pociągnąłem go za sobą.
- Louis! - Cloe złapała mnie za rękę a Rixon złapał moją nogę.
Zrzuciłem go i spadł, minęło kilka sekund aż usłyszałem trzask jego kości.
- Cloe ratuj siebie, puść mnie - widziałem w jej oczach łzy.
- Nie mogę!
- Cloe daj rękę - krzyknął Harry a ona mu ją podała. Moja ręką prawie wyślizgiwała się z jej uścisku
- Louis!! - usłyszałem gdy puściłem jej rękę. Powiedziałem bezdźwięcznie, że ją kocham i to było na tyle.



EPILOG


Padał deszcz, ludzie wokół mnie byli ubrani na czarno i ja zaliczałam się do grupki tych ludzi. Byli tutaj najbliżsi. Nigdy tyle nie wypłakałam łez w swoim życiu. Zanim trumna została zamknięta i zakopana podeszłam do niej i spojrzałam na mojego bladego Louisa. Był przepiękny. Spał teraz spokojnie. Moja łza spadła na jego rękę. Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Dopiero teraz zrozumiałam znaczenie słów " kocham cię". Zwykłe słowa, a dawały mi tyle szczęścia, nadziei i obietnic. Wiele razy miałam przed sobą mnie, Louisa i naszych dzieci i tego jak zestarzejemy się razem. Jednak to niestety jest nierealne.
- Za mało czasu mieliśmy - szepnęłam i położyłam dłoń na jego zimną rękę.
Tak bardzo chciałabym żeby był tu ze mną, żeby powiedział mi że będzie wszystko dobrze. Schyliłam się i ostatni raz złożyłam pocałunek na jego zimnych wargach. Wyprostowałam się.
- Żegnaj mój bohaterze - wypowiedziałam te słowa bezgłośnie.Trumna została zamknięta i zakopywana. Schowałam twarz w dłonie. Podszedł do mnie Harry i objął mnie.

- Louis nie chciałby żebyś tak płakała, wszystko będzie dobrze - szepnął Harry.
- Tak bardzo go kocham, to wszystko co przeszliśmy... ja... - nie mogłam dobrać odpowiednich słów.
- Cśś - uciszył mnie - Chodźmy, możemy wrócić tu wieczorem.

Przytaknęłam i zaczęłam się oddalać. Teraz wiem, że muszę wziąć się w garść. Zrobię to dla Louisa. Czuję jego obecność cały czas. Nie zawiodę cię.



ROK PÓŹNIEJ



Każdego ranka jak i wieczora przychodziłam na grób Louisa. Opowiadałam mu o moim każdym spędzonym dniu. Czułam jakbym na prawdę z nim rozmawiała. Z bulimią radzę sobie coraz lepiej. Skończyłam szkołę i pracuję w barze.
Wymieniłam kwiaty i usiadłam na ławce.
Pomodliłam się i cały czas patrzyłam na jego zdjęcie, które widniało na pomniku. Coraz czułam lekki wiatr, który gładził moje plecy. Zdarzało mi się, że płakać, ale już rzadziej. Wiem, że Louis by tego nie chciał.
- Wiesz, poznałam ostatnio takiego jednego bruneta - uśmiechnęłam się - wiem, że byłbyś zazdrosny, ale on mi tak strasznie ciebie przypomina, uwielbiam spędzać z tobą tutaj czas. Wiem, że też chciałbyś abym kogoś znalazła, myślę, że on odpowiednio się mną zajmie - spuściłam wzrok na swoje palce i pociągnęłam nosem. - Tak bardzo chciałabym żebyś tu był, ale ty wolałeś upaść. - Wytarłam łzę, która spływała po moim policzku. - Jednego jestem pewna - podniosłam wzrok i znowu popatrzyłam na zdjęcie Lou - nasza miłość będzie trwać wiecznie, obiecuję.
Wstałam, ponieważ zbierało się na deszcz. Poczułam otulający mnie wiatr. Zamknęłam oczy
po czym otworzyłam i a przy drzewie stał Louis uśmiechający się do mnie. Kocham ten uśmiech. Zamrugałam kilka razy a jego postaci już nie było. Westchnęłam i skierowałam się w stronę wyjścia z cmentarza.




TO BY BYŁO NA TYLE. WIEM, ŻE NIKT RACZEJ JUŻ TU NIE ZOSTAŁ, ALE SERIO OSTATNIE MIESIĄCE SZKOŁY DLA MNIE I DLA NATALKI BYŁY MĘCZĄCE. NIE BĘDĘ SIĘ TŁUMACZYĆ ITD, CHCĘ TYLKO PRZEPROSIĆ I CHCĘ POWIADOMIĆ, ŻE PRAWDOPODOBNIE ZACZNIEMY PRACOWAĆ NAD NOWYM BLOGIEM I MYŚLĘ, ŻE GO POLUBICIE. TO TYLE.

PS. ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY. MIŁYCH WAKACJI.


niedziela, 16 marca 2014

Chapter 30

- Cloe... - opadł obok mnie i zaczął potrząsać moje ramiona. - Co się stało? - zapytał panikującym głosem.
- Musimy wracać. - powiedziałam stanowczo po czym wstałam i wyjęłam spod łóżka walizkę.
- Ale dlaczego? - podszedł znowu i chwycił mnie za rękę a ja na niego spojrzałam.
- Proszę, bez żadnych tłumaczeń teraz, nie mam na to czasu, pakujmy się.
- Nie minęła nawet doba odkąd tu jesteśmy, kto dzwonił? O co chodzi do kurwy nędzy?! - krzyknął.
- Współpracuj ze mną i pakuj się. - zgromiłam go wzrokiem a on przycisnął moje nadgarstki.
- Kto dzwonił? - zmarszczył czoło.
Westchnęłam zirytowana i spanikowana.
- Chłopak mojej cioci zadzwonił i powiedział, że ona jest w szpitalu. Musimy wracać, rozumiesz?
- Oh Cloe tak mi przykro - spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i wyjął walizkę spod łóżka.



***


Ze snu wyrwał mnie głośny pisk opon, zerwałam się natychmiast. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła. Ah, tak. Przecież jadę samochodem, do szpitala. Do cioci, którą opuściłam zostawiając jej jedynie głupią kartkę. Jestem beznadziejna.
- Wszystko dobrze kochanie, śpij. - pogładził mnie po głowie Louis.
- Nic nie jest dobrze, kiedy będziemy? - spojrzałam na niego wyczekująco, miał mocno zaciśniętą szczękę, całą swoją uwagę skupiał na drodze. Jechaliśmy bardzo szybko, w duchu modliłam się żeby tylko nie zatrzymała nas policja.
- Za jakieś 20 minut - powiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Louis...- zaczęłam.
- Tak?
- Przepraszam, że zepsułam to wszystko. Jesteś wspaniały i bardzo doceniam twój gest - samotna łza spłynęła po moim policzku. Nie panowałam już nad emocjami. Byłam zła, zagubiona, smutna, zmęczona. Wszystko na raz. Tysiące myśli i pytań kłębiły się w mojej głowie.
- Naprawdę nic się nie stało, spędzimy razem jeszcze niejeden taki wyjazd. Zawszę będę przy tobie.- położył swoją dłoń na mojej i lekko ścisnął.
 Następne minuty spędziliśmy w ciszy. Im bliżej byliśmy, tym bardziej się bałam. Tego co zobaczę, tego co usłyszę. Jak to się stało? Gdy zatrzymaliśmy się na szpitalnym parkingu Louis bez słowa wyskoczył jak poparzony i podbiegł do moich drzwi by pomóc mi wyjść. Widziałam jak bardzo się martwi, jak bardzo stara się pomóc. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- Wszystko będzie dobrze - zatrzymał mnie przed drzwiami budynku i pocałował w czoło.
- Dziękuję - szepnęłam. To jedyne co byłam  w stanie z siebie wydusić. Chwyciłam jego dłoń i razem podeszliśmy do recepcji, gdzie siedziała młoda blondynka.
- Witam, w czym mogę państwu pomóc? - po opustoszałym pomieszczeniu echem odbiły się jej słowa.
Patrzyła na mnie współczującym spojrzeniem, nic dziwnego. Stałam tam cała zapłakana, z rozmazanym makijażem i zapuchniętymi oczami. Ledwo stałam na nogach, od paru godzin nic nie jadłam, a w czasie drogi kilkukrotnie wymiotowałam. Na szczęście Louis o nic nie pytał, domyślił się że to stres połączony ze środkiem lokomocji. Chciałabym powiedzieć mu o wszystkim, o moich problemach psychicznych, problemach z jedzeniem. Wszystko to przytłacza mnie, jednak nie chcę go zamartwiać i psuć wszystkiego między nami. Pojawienie się Nicc'a i wypadek cioci narobiły już wystarczająco dużo kłopotów.
- Na jakiej sali znajdziemy panią Isabelle? Została przyjęta kilka godzin temu- z rozmyśleń wyrwał mnie poważny głos bruneta ciasno obejmującego mnie w pasie. Byłam cała obolała, sama już nie wiem czy to przez kilka godzin spędzonych w pozycji siedzącej czy przez to co wyprawialiśmy z Louisem w hotelowym apartamencie. Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze, czuję że się czerwienie. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić z niej obrazy ostatniej nocy.
- Jesteście kimś z rodziny? - zapytała przeglądając jakąś stertę papierów.
- Jestem jej córką - skłamałam.
- Pierwsze piętro, ostatnia sala po lewej stronie - uśmiechnęła się pocieszająco.
Bez odpowiedzi pociągnęłam chłopaka w stronę schodów. Szłam powoli, patrząc uważnie pod nogi. Gwałtownie się zatrzymałam gdy zobaczyłam przed sobą eleganckie, męskie buty. Rixon.
- O proszę, zjawiła się księżniczka - burknął patrząc na mnie poirytowanym wzrokiem. Czułam jak uścisk Louisa mocno zacieśnia się na mojej dłoni.
- Co jej się stało? - wyjąkałam.
Nie usłyszałam odpowiedzi, mężczyzna całkowicie odwrócił ode mnie uwagę. Patrzył gniewnie, pełnym nienawiści spojrzeniem na bruneta stojącego obok mnie. Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka. Patrzył na niego równie srogo, pulsująca skroń dawała znać o sile jego zdenerwowania. Co jest grane? Znają się? Nie, to niemożliwe. A może ciocia opowiadała mu i nie usłyszał nic przyjemnego? Cholera, gubię się już w tym wszystkim. Właśnie, ciocia. Muszę trafić do niej jak najszybciej.
- Kochanie, wszystko w porządku? Chodźmy już, proszę - szepnęłam ledwo powstrzymując się od płaczu.
Żadnej reakcji.
- Louis! - potrząsnęłam nim i zdenerwowana pobiegłam w kierunku sali na której leżała Isabelle.
 Parę sekund później pojawił się zagradzając mi drogę.
- Przepraszam - bąknął.
- Znacie się?
- Nie, widzę go pierwszy raz. Po prostu moim zdaniem nie wyglądał na kogoś godnego zaufania, godnego twojej cioci - odwrócił wzrok.
Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa.
- Porozmawiamy o tym później - rzuciłam i otworzyłam drzwi do sali.
Była niewielka, dźwięk sprzętu medycznego rozprzestrzeniał się po całym pomieszczeniu. Powędrowałam wzrokiem do łóżka stojącego przy oknie, pozostałe dwa były puste. Oparłam się o ścianę z trudem łapiąc oddech, wszystko zaczęło niebezpiecznie wirować. Ostatnim co zobaczyłam była nieprzytomna ciocia i siedząca przy niej kobieta.
- Mamo.. - szepnęłam i osunęłam się na podłogę odpływając gdzieś daleko.


*** 


- Cloe - usłyszałam męski głos.
Ostrożnie otworzyłam oczy i nagle poraziło mnie światło. Gdzie ja jestem? Usiadłam i rozejrzałam się dookoła, zauważyłam, że jestem w gabinecie lekarskim. Co się stało?
- Połóż się, tak będzie lepiej - spojrzałam w miejsce z którego dobiegał głos, był to lekarz.
Zrobiłam tak jak poprosił. Spojrzałam w górę, zobaczyłam cienki przezroczysty kabelek prowadzący do mojego lewego nadgarstka.  Cholera, po co mi kroplówka?
- Co się stało? - zapytałam cicho.
- Czy ostatnio pani coś jadła?
Pokręciłem przecząco głową i przełknęłam ślinę.
- Zrobiliśmy badania, które wskazały, że choruje pani na bulimię, wiedziała o tym pani? - uniósł brew a ja ponownie przełknęłam ślinę.
- Ja.. ja.. - nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie mogłam ułożyć sensownego zdania.
- Leczy się pani? Wie panna Grey, że choroba jest śmiertelna? - zapytał a ja skinieniem głowy poinformowałam go, że rozumiem.
- Nie leczę się - odparłam i spojrzałam na biały sufit.
Westchnął i wstał do biurka po czym coś chwycił. Moim oczom ukazała się srebrna wizytówka.
- Najlepszy psycholog, który pomoże pani z tego wyjść, musi pani do niego zadzwonić, nie można lekceważyć tej choroby. Czy ktoś z rodziny wie o pańskiej dolegliwości?
- Nie - przyznałam.
- W takim razie muszę kogoś poinformować, czy jest tutaj z panią ktoś bliski? - zapytał uprzejmie patrząc mi w oczy.
- Tak, jestem tu z chłopakiem i wiem, że leży tutaj moja ciocia, która jest pobita - zagryzłam wargę poddenerwowana.
- Isabelle Moore? - zapytał.
- Tak - odparłam cicho - czy mogłabym sama powiedzieć o tym dla mojego chłopaka, wolałabym żeby wiedział to ode mnie - poprosiłam siadając na łóżko.
Chwilę się nie odzywał, ale po chwili skinął głową. Podszedł do mnie i odłączył mnie od kroplówki, która była już pusta. Strasznie bolała mnie ręka w miejscu gdzie miałam węflon.
Wyszłam z gabinetu i zaczęłam rozglądać się po szpitalu. Co tak wlaściwie się stało? Pamiętam jedynie moment w którym weszłam do sali cioci. Jak ja to powiem Louisowi? Tak długo trzymałam to w tajemnicy, jak mogłam pozwolić by się wydało? Nadal wędrowałam besztając się w myślach.
Długo nie musiałam szukać,przy sali Isabelle ujrzałam mojego pięknego bruneta, a przy nim... moją matkę. Nie odzywali się do siebie kiedy weszłam, jednak mogli rozmawiać przed moim przyjściem. Gdy tylko podeszłam bliżej dostrzegł mnie Louis i podbiegł do mnie.
- Kochanie, nic ci nie jest? - zapytał panicznie zatapiając mnie w swoich objęciach.
- Musimy porozmawiać - odsunęłam się lekko od niego i spojrzałam na swoje buty - na osobności - dodałam.
Skinął głową i chwyciłam go sprawną ręką. Wyszliśmy przed oddział i usiedliśmy na krzesłach. Złapałam go za rękę, on intensywnie się na mnie patrzył. Co jeśli mnie znienawidzi za to, że mu nie powiedziałam? Że miałam przed nim malutką tajemnicę? To nie chodzi o to, że mu nie ufałam, oczywiście, że ufałam, ale bałam się... że mnie zostawi. Teraz albo nigdy.
- Już dawno chciałam ci powiedzieć, ale bałam się - dalej na niego nie patrzyłam, a za każdym słowem głos łamał mi się coraz bardziej.- Bałam się, że mnie zostawisz, gdy się o tym dowiesz... - uniósł mój podbródek a przez to, że spojrzałam w jego oczy przepełnione zmartwieniem i udręką do moich oczu napłynęły łzy.
- O czym ty mówisz Cloe, co się dzieje? - zapytał drżącym głosem i chwycił mnie tak, że znalazłam się na jego kolanach, wtulona w jego dobrze wyrzeźbiony tors.
- Jeśli nic teraz z tym nie zrobię... niedługo mogę pożegnać się z tym światem, dopiero teraz to zrozumiałam - z oka poleciła mi łza, a Louis szybko mi ją starł.
- Co ty wygadujesz? - zaśmiał się tak jakby nie mógł przyjąć moich słów do wiadomości - mów o co chodzi, bo się nie pokoję - nalegał.
- Ja... jestem chora na bulimię. Błagam, nie bądź zły, że ci nie mówiłam. Nikt oprócz mnie tego nie wie, nie chciałam nikogo martwić, przepraszam, błagam wybacz mi - rozkleiłam się i zakryłam dłońmi  twarz.
Czas płynął nieubłaganie, mijały sekundy, minuty nadal płakałam kurczowo ściskając mojego mężczyznę jednak on nie odezwał się do mnie ani słowem. Odsunęłam się i chwyciłam obiema rękami jego twarz przyglądając mu się uważnie. 
- Domyślałem się. Twój apetyt, to jak znikałaś w łazience po każdym nawet drobnym posiłku, utrata wagi...
- Louis, ja..- próbowałam jakoś się wytłumaczyć.
- Jednak za każdym razem wmawiałem sobie, że to  niemożliwe, że jesteś bardzo silna. Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Dlaczego?! - zdjął mnie z kolan i postawił przed sobą po czym wstał.- Jak mogłaś? - na jego policzku ukazała się łza. 
- Tak bardzo cię przepraszam. Proszę nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
- Cloe, Isabelle chce z tobą rozmawiać - oznajmiła stojąca w drzwiach matka. 
Jak długo tam stała? Słyszała coś? Nie dopuszczę do tego by się dowiedziała, mam gdzieś jej udawaną troskę. Skąd ona się właściwie tu wzięła? Potrząsnęłam głową by pozbyć się natrętnych  pytań, ostatni raz spojrzałam na Louisa, otarłam resztki łez z twarzy i bez słów minęłam mamę.
Z sali cioci właśnie wychodził lekarz, ten sam, który dowiedział się o bulimii. Kiedy zrobił mi te badania? Musiał pobrać mi krew jak byłam nieprzytomna. 
- Jak się czujesz, młoda damo? - zapytał.
- Lepiej - odpowiedziałam, choć nie wiem ile jest w tym prawdy. Czuję się źle z tym wszystkim. Dlaczego wszystko tak na raz?
- Musimy porozmawiać o twojej cioci - oznajmił i usiadł na krześle stojącym przy drzwiach.
- Co jej dolega? - zajęłam miejsce obok starszego mężczyzny, który jak mówiła plakietka na jego piersi nazywał się Steven.
- Pani Isabelle jest potłuczona, ma złamaną prawą rękę oraz lekki uraz głowy - zakryłam ręką usta, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Jednak to nie koniec, pan Steven mówił dalej.
- To dość dziwny przypadek, naradziłem się z innymi lekarzami, pacjentka i mężczyzna, który był tu wcześniej twierdzą że spadła ze schodów - słuchałam jak zahipnotyzowana. Do czego on zmierza? - Jednak moim zdaniem nie jest to zwykły upadek, wygląda mi to bardziej na pobicie Cloe -  spojrzał na mnie współczująco. - Czy wiesz kto mógłby to zrobić? Twoja ciocia ma jakichś wrogów? Będziemy musieli zawiadomić policję - oznajmił. Gdzie jest Louis? Rozmawia z nią? Powie jej?
- Ja..ja muszę z nią porozmawiać - powiedziałam po czym wstałam i pospiesznie niemalże wbiegłam do sali.
Kobieta nie spała, jej twarz cała była pokryta siniakami, w lewym oku dostrzegłam pękniętą krwinkę, jej wargi były spuchnięte. Chwyciłam ją za rękę i rozpłakałam się. Cała złość minęła, pękało mi serce gdy patrzyłam na jej poturbowane ciało. Kto jej to zrobił?
- Kocham cię - szepnęłam i pocałowałam ją w czoło. 
W odpowiedzi skinęła głową i uśmiechnęła się. Nie była w stanie mówić, nic dziwnego. Muszę dać jej czas, nim zacznę wypytywać. 
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu, była za mała jak na dłon Louisa. Odwróciłam się, ahh tak moja wspaniała mamusia. 
- Porozmawiamy? - cholera, dlaczego wszyscy dzisiaj chcą rozmawiać. Fuknęłam pod nosem i wyszłam na korytarz.
Stanęłyśmy niedaleko lady, przy której zawsze siedziały pielęgniarki przyjmując nowych pacjentów lub wskazując drogę dla gości. Nie obchodziło mnie czy się rozkleję, czy będę krzyczeć, czy jeszcze ktoś usłyszy. Wstydziłam się nazywać ją swoją matką.
- O czym chcesz rozmawiać? - warknęłam i podparłam rękami swoje biodra.
Westchnęła i spojrzała najpierw na mnie a później na swoje ręce.
- O tym co się wydarzyło w przeciągu całego roku... jak uciekłaś ode mnie z Isabelle, załamałam się jak nie było ciebie w pokoju, dlaczego to zrobiłaś? - spojrzała na mnie ze zmarszczonym czołem.
Zaśmiałam się w jej twarz.
- Czy to naprawdę wielka dla ciebie zagadka? Jesteś naprawdę taka nie domyślna i zapatrzona w siebie, że nie zauważyłaś? - prychnęłam. - No jasne, że nie. Nie miałaś dla mnie czasu. Co znudziło ci się przyprowadzenie jakichś starych kutasów, żeby tylko zerżnęli cię tak, że kolejnego dnia nie mogłabyś usiąść na dupie czy moja kochana mamusia się nawróciła? - zacisnęłam pięści poczułam jak mocno przywaliła mi w policzek? Auć? Nawyki nie zniknęły.
- Boli cię prawda? - zaśmiałam się i oddałam jej. - Wiesz, że mam bulimię i zostałam zgwałcona? Wiesz cokolwiek o mnie? Znasz teraz powody dlaczego chciałam uwolnić się od ciebie i od Coldwater?!
- Ale...
- Nie! Teraz tu zaczęłam żyć na nowo. Mam prawdziwego chłopaka, który mnie kocha, nie wiem jak teraz, bo wyznałam mu, że jestem chora, ale wiem, że był przy mnie kiedy ciebie nie było. Chciałabym żeby to ciocia była moją matką, a nie ty! Brzydzę się tobą! - krzyknęłam tak że pielęgniarki spojrzały w naszą stronę, a ja spiorunowałam je wzrokiem, żeby wróciły do swojej pieprzonej roboty.
Nie wiem czy powinnam mówić jej o tym wszystkim, ale mam nadzieję, że przynajmniej trochę będzie miała poczucia winy.
- Cloe... pozwól mi zacząć  od nowa... naprawdę brakuje mi ciebie - wydusiła i widziałam w jej oczach łzy. Blefuje.
- Tak?! Codziennie jak cię wkurwię dasz mi po mordzie tak jak teraz?! - krzyknęłam i zacisnęłam tak pięści, że na pewno moje knykcie były blade. - Wyjdź zanim zrobię coś niestosownego. 
- Cloe...
- Wypierdalaj! - oddychałam szybko a na swoim ramieniu poczułam czyjąś rękę - Co?! - odwróciłam się i był to Louis.
Oplótł mnie swoim ramieniem.
- Będzie lepiej jeśli pani stąd już pójdzie - powiedział łagodnym głosem a mnie wyprowadził na świeże powietrze. Nie powinnam wychodzić, ale potrzebowałam dotleniania.
- Przeszło ci? - zapytałam nadal wkurzona. Nikt nie potrafi mnie tak wyprowadzić z równowagi jak ona.
- Owszem, ale to nie oznacza że nie mam do ciebie żalu, zawiodłaś mnie Cloe. Nie tym, co się wydarzyło tylko twoim milczeniem, ukrywaniem tego. Myślałem że mówimy sobie wszystko - złapał mnie za rękę. Jak dobrze czuć go przy sobie.
- To trudne Louis, zrozum mnie proszę.
- Próbuję, musisz mi jedynie obiecać że postarasz się coś z tym zrobić - przyciągnął mnie do siebie i zatrzymał w ciepłym uścisku. 
- Obiecuję - szepnęłam.
- Tak bardzo cię kocham - powiedział po czym pocałował mnie w głowę. 
- Ja ciebie też.



***
3 dni później

Kolejny dzień pod rząd siedziałam przy łóżku cioci. Jej stan był stabilny, nadal była poturbowana, ale bynajmniej odzyskała mowę. Jak mówił wcześniej lekarz usilnie twierdzi że spadła ze schodów, nikogo jednak to nie przekonuje. Poprosiłam doktora Stevena by zaczekał z powiadamianiem policji, liczyłam że uda mi się coś z niej wyciągnąć. Nie dał mi dużo czasu, ale rozumiem to jego obowiązek. Dziwka zniknęła, ostatni raz widziałam ją tamtego pamiętnego wieczoru. Jedynie Louis ciągle był przy mnie, siedział po przeciwnej stronie łóżka, razem ze mną czuwając nad Isabelle. Chyba go polubiła, co bardzo mnie cieszyło. Uzgodniliśmy, że na razie nie będziemy martwić jej moją chorobą, a jak tylko wyzdrowieje pójdę do poradni poleconej przez pana Stevena. Rixon zapadł się jak kamień w wodę, wciąż zastanawiałam się dlaczego tak dziwnie patrzył na mojego chłopaka. Nawet jeśli się znali, Louis chyba nie zamierzał mi o tym mówić. Wiem jedynie, że mówił cioci o jakimś służbowym wyjeździe i ma wrócić jutro. Nadal nie zmieniłam o nim opinii. Pieprzony dupek. Gdyby mu zależało na pewno byłby przy swojej kobiecie cały czas. Miałam wrażenie, że ciocia i Louis ukrywają coś przede mną, często wymieniali krótkie spojrzenia, rozmawiali jedynie wtedy gdy wychodziłam do łazienki. Powoli zaczynała irytować mnie ta cała sytuacja, jednak wszczynanie kolejnej kłótni nie było chyba najlepszym rozwiązaniem. 
- Kochanie, może pojedziesz do domu? Prześpisz się i wrócisz - zaproponowałam przysypiającemu na siedząco chłopakowi.
- Nie, nie. Zostanę z wami.
- Cloe ma rację, potrzebujesz trochę odpoczynku - wtrąciła ciocia. 
Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu zgadzałyśmy się w jakiejś kwestii.
- Dobrze, ale wrócę jutro z rana - oznajmił i wstał z miejsca przeciągając się.
- Będę tęsknić - szepnęłam mu na ucho gdy nachylił się by pocałować mnie w czoło.
- Wszystko będzie dobrze - ścisnął dłoń Isabelle, uśmiechnął się do mnie i niechętnie opuścił sale.




Louis


Wyszedłem na zewnątrz. Nie chciałem zostawiać tam samej Cloe z jej ciocią. Martwię się. Martwię się, czy kiedyś wyzdrowieje, czy jeszcze coś przede mną ukrywa? Boję się, że podczas mojej nieobecności w szpitalu, do Cloe przyjdzie jej prześladowca i zrobi nie wiadomo co? Tak bardzo pragnę jej zapewnić bezpieczeństwo, ale nie potrafię. Czasami zastanawiam się, co ona we mnie widzi, dlaczego dała mi szanse? Z moich rozmyśleń wyrwało mnie to, że wpadłem na kogoś. Odskoczyłem kilka kroków i spojrzałem kto to był. Spiąłem się a on uśmiechnął się drwiąco.
- Kogo my tu mamy. A gdzie twój gang Tomlinson? - zapytał kończąc papierosa.
- O ja pierdole Rixon, chuj cię to powinno obchodzić - schowałem ręce w kieszenie i chciałem go wyminąć, jednak stanął mi na drodze.
- Gdzie ci się tak spieszy? Nie pogadasz ze starym znajomym?




Baaaaaaaaaaaaaardzo chcemy przeprosić, że tyle czekaliście ( nie wiem czy w ogóle ktoś to jeszcze czyta lol ) rozdział jest podzielony na części, ponieważ, nie do końca pasuje nam w jednym pisać koniec, bo za dużo byłoby akcji. Teraz będziemy bardziej sprężać dupki, postaramy się bynajmniej, ale teraz co tydzień mamy się z czego uczyć i po prostu brak czasu... mam nadzieję, że wybaczycie. Prosimy jeszcze komentarze przynajmniej z 5. Nie wiemy ile czytelników nam pozostało. Ach to tyle. :)

PS. Rozdział nie jest sprawdzony, więc soreczka

wtorek, 18 lutego 2014

Notatka dotycząca opowiadania.

Chciałyśmy was poinformować, że nasza działalność właśnie powoli dobiega końca przy pracy nad tym opowiadaniem. Pojawi się niedługo trzydziesty rozdział a po nim Epilog. Mamy nadzieje, że wam się podobała historia Louis'a i Cloe i także mamy nadzieje, że spotkamy się wszyscy przy naszym kolejnym opowiadaniu, który jest w trakcie planowania. Podpowiemy, że bohaterem będzie Zayn. Chciałybyśmy wiedzieć ile osób będzie czytało. My jesteśmy smutne, że musimy zakończyć to fan fiction, wiecie to nasze pierwsze opowiadanie, jednak nie ostatnie! to tyle. :)


boo bear i fallen angel

poniedziałek, 10 lutego 2014

Chapter 29

Miałam zamknięte oczy, chciałam się otrząsnąć, po czym otworzyć je i wmówić, że to tylko koszmar, jednak to wszystko działo się naprawdę. Co tu do kurwy robi Nicco? Czy on mnie śledzi? Do czego jestem mu potrzebna? Czułam się okropnie z trzech powodów. Pierwszy: wróciły stare wspomnienia, ten cały gwałt. Drugi: jego obślizgły dotyk z którym nie mogłam sobie poradzić. Nie było w nim żadnej delikatności, uczucia. Trzeci powód: to że zjadłam tą pieprzoną sałatkę, którą zaraz zwrócę. Powinnam wziąć się za siebie, bo każdego wieczora kiedy wypróżniam swój żołądek jestem słaba i niezmiernie głodna, lecz mimo wszystko nie jem.
- Kochanie, co ty nagle taka cicha? - zaśmiał się drwiąco. - Mam ochotę cię teraz przelecieć. - szepnął mi do ucha po czym lekko językiem przejechał mi po kości policzkowej.
Nie mogłam tego znieść, zaczęłam się szarpać, ale do głowy przyszedł mi lepszy pomysł. Wymioty same już się zbliżały.
- Niedobrze mi. - złapałam się za brzuch.
- Sprawię, że to minie. - szepnął po czym wsadził rękę za moją koszulkę, a ja zrobiłam to co zamierzałam. 
Zrzygałam się na jego bluzkę na co on fuknął oburzony po czym pospiesznie odskoczył ode mnie.
- Pojebana jesteś?! - spojrzał na mnie później na swoją koszulkę a ja korzystając z okazji zaczęłam biec w stronę domu Danielle.
Biegłam ile sił w nogach, które przez moje osłabienie odmawiały mi posłuszeństwa. Przez całą drogę ani razu nie odwróciłam się za siebie. Bałam się, cholernie mocno. Co on tu robi? Jak mnie znalazł? Przeprowadził się tu za mną? Tysiące pytań, na które pragnęłam znaleźć odpowiedź szalały w mojej głowie. Stanęłam przed domem Danielle i nacisnęłam dzwonek z nadzieją, że tego wieczoru nie wyszła nigdzie z Liamem.
Przez dłuższą chwilę stałam pod domem przyjaciółki zniecierpliwiona przeskakując z nogi na nogę.
- Cloe? Co ty tu robisz? Wszystko w porządku? - zapytała wyraźnie zdziwiona moim przybyciem.
- Nic nie jest w porządku - rozpłakałam się już trzeci raz tego dnia. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie chowając w ciepłym uścisku.
- Chodź. Porozmawiamy - zaprosiła mnie do środka poprawiając szlafrok, który miała na sobie.
Zdjęłam kurtkę i rzuciłam w róg kanapy. Słyszałam jak Danielle przekręca zamek w drzwiach upewniając się jeszcze dwa razy czy są dobrze zamknięte. Zawsze była przezorna i dbała o swoje bezpieczeństwo w najmniejszych szczegółach. Chciałabym być taka jak ona.
- Coś z Louisem ? - zapytała siadając obok mnie. Jej wzrok był pełen troski i zmartwienia.
- Nie, bo.. Pokłóciłam się z ciocią i szłam do ciebie, a wtedy.. - moją wypowiedź, której już na początku towarzyszył potok łez i pełen zaciekawienia wzrok Danielle przerwał niski męski głos dobiegający ze schodów.
- Kochanie,wszystko w porządku? Idę do Ciebie - oznajmił Liam .
Zakłopotana przyjaciółka nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ chłopak w mgnieniu oka pojawił się na ostatnim stopniu schodów.
Zakryłam usta dłonią. Liam stał niemalże goły ukazując mi większą część swojego ciała. Na mój widok jego idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha i szczęka zacisnęły się a na policzki wypłynął lekki rumieniec.
Nie odzywając się już więcej zawrócił i wszedł z powrotem na górę.
- J...ja..a..a przepraszam cię Cloe. - mówiła zdenerwowana przyjaciółka spuszczając głowę.

- Nic nie szkodzi, pogadamy jutro. - uśmiechnęłam się lekko.
- Nie, zostań Liam właśnie wychodzi...
- Mam lepszy pomysł, powiem wam obu co się stało i niech lepiej Liam odwiezie mnie do domu - złapałam się za głowę.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos chłopaka dobiegający ze schodów.
- Nie pamiętam czy kiedykolwiek wam to mówiłam, ale myślę, że zachowacie to dla siebie jako że jesteście moimi przyjaciółmi. 
- Mów szybko co się stało! - ponaglała mnie.
Zmarszczyłam czoło, bo naprawdę nie byłam pewna czy kiedykolwiek im o tym wspomniałam.
- Zostałam zgwałcona... - szepnęłam.
- Co!? - dziewczyna wstała a Liam zaniemówił.
Chyba jednak im nie mówiłam.
- To było kilka lat temu, och dużo by opowiadać, ale... chodzi o to że ten gwałciciel stał się moim prześladowcą i gdy szłam do ciebie spotkałam go, zostałabym prawdopodobnie znowu zgwałcona gdybym nie narzygała na niego. - przygryzłam nerwowo wargę i spojrzałam na swoje buty.
- Narzygałaś na niego? - usiadła obok Liama i wgapiała się w ścianę otumaniona.
- Dzisiaj nie mam siły żeby wszystko szczegółowo wam opowiadać... porozmawiajmy jutro. Liam odwieziesz mnie? - zapytałam przechylając głowę w bok.
- Tak. - odparł delikatnie po czym ruszyliśmy w stronę drzwi.
Jechaliśmy w ciszy, cieszyłam się że  Liam uszanował to że nie mam ochoty na rozmowę o tym jak zostałam potraktowana kilka lat temu. 


  30 minut później.


Gdy wróciłam do domu wcale nie zdziwił mnie fakt, że cioci w nim nie ma. Znów jest z tym palantem. No cóż, bynajmniej nie będę musiała toczyć kolejnej wojny. Już dzisiaj nie mam na to siły. Od razu poszłam na górę, do swojego pokoju i wzięłam się za pakowanie. Miałam tyle mieszanych uczuć w sobie. Szczęście, które dawał mi Louis było dla mnie podporą w tym wszystkim, sam fakt, że mam go przy sobie, że jest mój sprawiał, że chciałam się codziennie budzić z uśmiechem na twarzy i spędzać z nim dzień po dniu. Jednak moja choroba i ciężkie relacje z ciocią przygnębiały  mnie choć starałam się nie ukazywać tego. Jedno było pewne. Jak tylko wrócę z Paryża muszę dowiedzieć się więcej o Rixonie. A teraz jeszcze ten gwałciciel. Wszystko wraca do mnie jak bumerang. Czy nigdy nie pozbędę się przykrych doświadczeń z przeszłości? Wpakowałam do torby ostatnie dwie bluzki i najseksowniejszą bieliznę jaką mam po czym zamknęłam ją i postawiłam za łóżkiem w kącie pokoju. Zeszłam na dół, w domu panowała ciemność. Szłam przez korytarz zapalając jedno światło za drugim. Zawsze robiłam tak gdy byłam sama w domu. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor, nie mogłam skupić się na nadawanych w nim wiadomościach. Do tego mój wygłodniały brzuch domagał się chociaż odrobiny jedzenia. Niechętnie zwlekłam się z kanapy, poszłam do kuchni i stanęłam przed otwartą lodówką. Jako pierwszy w oczy rzucil mi sie sernik. Nie było go dużo, jednak jak na mnie była to dość pokaźna porcja. Usiadłam na stołku barowym, głód który nie dawał mi spokoju wygrał z moją podświadomością, bardzo spragniona łapczywie ugryzłam jeden z kawałków. Nie zdążyłam przełknąć a już wpakowałam kolejną porcję i kolejną i jeszcze jedną. Zrezygnowana i zła na siebie wrzucilam talerz do zmywarki. Wyjęłam z kieszeni telefon i w ulubionych kontaktach wybrałam numer Lou. Odebrał już po drugim sygnale tak jakby czekał na mój telefon. 
- Louis? - zaczęłam. 
- Cloe? Już do ciebie jadę, rozmawiałem z Danielle. Wytrzymaj jeszcze troszkę, jestem niedaleko. 
Nie dając mi szansy na odpowiedź rozłączył się a ja stałam jak wryta w ziemię. Nie trwało to długo bo już za chwilę zerwałam się i pobiegłam do łazienki. Zjedzony parę minut temu sernik wirował w moim brzuchu domagając się wyjścia. Nachyliłam się nad sedesem chwilę później jedzenie wypłynęło. Wielka fala z mojego żołądka lała się do środka. Mocno zakręciło mi się w głowie, świat zawirował  oparłam się o ścianę po czym przeciągnęłam się, stanęłam przed umywalką i umyłam zęby. Spojrzalam w lustro i zadałam sobie pytanie: Kim ja właściwie jestem? Spuściłam wodę i wyszłam z łazienki. Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie. Cholera. Znów ich nie zamknęłam. Do środka wbiegł zmartwiony Louis, w jego oczach panowała ciemność.
Przygryzłam nerwowo wargę, bo nie wiedziałam jak mam zareagować. Louis stał do mnie całkiem zdystansowany.
- Czy ten pierdolony chuj ci coś zrobił? Czy w ogóle cię dotknął? - powiedział ze złością jakiej dawno u niego nie widziałam. Przerażał mnie.
- Louis... proszę nie bądź zły... - wyszeptałam patrząc na swoje ręce, a chłopak stanął nagle tuż obok mnie i uniósł mój podbródek abym na niego spojrzała. Cała złość wyparowała z niego. Powrócił mój Louis, którego uwielbiałam.
- Zrobił ci krzywdę? - wypowiedział te słowa z taką troską, że z wrażenia ugięły mi się kolana. Mimo, że miałam odbyć z nim poważną rozmowę to podniecał mnie bardzo mocno.
Usiedliśmy na kanapie i przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Spojrzałam na niego a on cierpliwie czekał. Wiedziałam, że jeśli będę długo zwlekać to on wybuchnie i spowoduje kolejną kłótnię.
- Pokłóciłam się z ciocią, bo nie pozwoliła mi z tobą lecieć, ale i tak zrobię to. Nie będę siedziała w tych jebanych czterech ścianach kiedy ona spotyka się z tym kutasem. - przerwałam na moment żeby uważnie zeskanować jego twarz. Przyglądał mi się a to oznaczało, że chciał abym kontynuowała. Dziwne, że nie pytał z kim moja ciocia się spotyka. - Wybiegłam z domu i zastanawiałam się gdzie mogłabym pójść. - spojrzałam przed siebie. - Chciałam zadzwonić do ciebie, ale myślałam, że jesteś zajęty więc tego nie zrobiłam. Postanowiłam spotkać się z Danielle i gdy szłam do niej to natknęłam się na niego. Przywarł mnie do słupa, zaczął całować i obmacywać i już myślałam, że mnie zgwałci, ale było mi tak słabo, że puściłam na niego pawia, przez co udało mi się uciec do domu Danielle. Potem odwiózł mnie jej chłopak. Tyle. - wzruszyłam ramionami po czym znowu na niego spojrzałam. 
Patrzył w podłogę i widocznie zastanawiał się co ma powiedzieć.
- Zrzygałaś się na niego? Dlaczego? Jadłaś coś niezdrowego? - zmarszczył czoło kiedy na mnie spojrzał.
Nie to jeszcze nie jest pora żeby mu to wyjawiać i żeby się martwił. Na razie jest dobrze tak jak jest. To znaczy nie do końca. Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem Louis, po prostu tak wyszło. Cieszę się, że wyszłam z tego bez szwanku.
- Nie wydaję mi się. Masz siniaka na twarzy. Co ci zrobił? - znowu oczy mu pociemniały i atmosfera zrobiła się taka napięta.
O kurwa. Złapałam się za policzek i przypomniałam sobie że  mnie uderzył nawet nie pamiętam za co.
- Uderzył mnie... - przygryzłam wargę zdenerwowana i spojrzałam na swoje splecione palce.
- Szkoda, że nie wiem jak ten idiota wygląda, tak to już dawno byłby martwy. - warknął.
- Louis... nie chcę żebyś robił krzywdę komuś z mojego powodu. - zmarszczyłam czoło.
- A on kurwa tobie mógł zrobić taką krzywdę?! Zmieszał cię z błotem a ty mu od tak odpuszczasz?! - wstał i krzyknął na mnie.  Tak to my się nie bawimy.
Wstałam i spojrzałam mu w oczy. Oboje byliśmy zdenerwowani.
- Ja nie jestem tobą! - uniosłam ręce w kompletnej kapitulacji.
- Nie mam zamiaru teraz się o to z tobą kłócić. - chyba zabolały go moje słowa.
Och.
- Chciałbym, żebyś nie wychodziła sama dopóki on jest jeszcze żywy, muszę go zlokalizować. - powiedział stanowczo.
- Ale Louis... - przerwał mi.
- Nie Cloe, to dla twojego bezpieczeństwa. Zrozum, że się martwię. - odparł z troską, ale ta jego troska i chęć chronienia mnie coraz bardziej mnie irytowała.
- Nieważne. - burknęłam. - Zostaniesz na noc? - zapytałam specjalnie zmieniając temat, bo już nie miałam ochoty prowadzić z nim tej bezsensownej konwersacji, wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. 
- Miałbym zostawić cię tu samą? - zapytał unosząc brew. - Chodźmy na górę. Jest już późno.
Nie chciałam kolejnej wymiany zdań więc posłusznie ruszyłam za Louisem do mojego pokoju.
 
Ranek


 
Obudził mnie chłód panujący w pokoju i lekki wiatr pieszczący moje nagie stopy wystające spod kołdry. Z oddali dochodziło ćwierkanie ptaków. Przeciągnęłam się by pobudzić swoje ciało i obróciłam się na bok by przywitać Louisa, ku mojemu zdziwieniu chłopaka nie było. Jego wcześniejszą obecność zdradzała jedynie pognieciona poduszka. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki by doprowadzić się do porządku. Byłam pewna ze chłopak czeka na mnie na dole z pysznym śniadaniem, którego bardzo domaga się mój pusty, burczący brzuch. Umyłam zęby, upięłam włosy w koński ogon i zeszłam na dół. Nie myliłam się, im bliżej kuchni byłam tym wyraźniej czułam zapach jajecznicy. Jednak nie czekał tam na mnie mój chłopak tylko ciocia, która siedziała przy stole już prawie kończąc swoją porcję. Nie zamierzałam się z nią dzisiaj kłócić. Dopnę swego i polecę z Louisem do Francji. Potrzebujemy tego.
- Dzień dobry Cloe. - przywitała mnie promiennym uśmiechem, który zawsze odejmował jej co najmniej dziesięć lat.
- Dzień dobry ciociu. - odpowiedziałam siadając na przeciwko niej.
- Jak się spało? - zapytała napychając sobie buzię jedzeniem.
Byłam pewna ze nie wie nic o tym, że Lou znów u nas spał.. Albo to on wyszedł bardzo wcześnie, albo ona wróciła bardzo późno. Gdyby wiedziała nie odpuściłaby i od razu zaczęłaby swoją pogawędkę o spaniu z chłopakiem w jednym łóżku. Nie jestem już mała dziewczynką.
- W porządku. Późno wróciłaś?
- Właściwie to ekhm. - spojrzała na zegarek. - Godzinę temu.
Ah to wszystko tłumaczy.
- Jakie plany na dzisiejszy dzień? - męczyłam ją pytaniami byle tylko nie zaczęła tematu wyjazdu. Nie chcę jej denerwować, wczorajsze emocje już opadły. W tej sytuacji najlepiej będzie jak postawie ją przed faktem dokonanym.
- Po południu spotkam się z Rixonem. Masz coś przeciwko? - zapytała.
- Nie, nie. - skłamałam, tak naprawdę wolałabym żeby nigdy nie poznała tego mężczyzny. Zmieniła się przy nim.
- A ty co zamierzasz robić? - padło pytanie, którego bardzo nie chciałam usłyszeć.
- Spotkam się z Danielle. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Muszę z nią porozmawiać i pożegnać się.
- Może dokładkę? - zapytała wskazując mój pusty talerz, który opróżniłam w mgnieniu oka.
- Tak, poproszę. - oznajmiłam czego natychmiast pożałowałam. No cóż, będę musiała odwiedzić łazienkę. Dzień jak co dzień. Nic nadzwyczajnego.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się gdy ciocia postawiła przede mną talerz.
Zdecydowałam, że opowiem jej o wszystkim po powrocie. Gdybym powiedziała cokolwiek teraz to byłaby jeszcze większa afera. 




*Po szkole*


 Spodziewałam się tego, że mojej cioci już nie ma gdyż " porwał " ją jej chłopak Rixon.  Weszłam z Danielle do środka mojego domu. Mogłyśmy swobodnie ze sobą porozmawiać, bez żadnych zmartwień. Usiadłyśmy wygodnie na kanapę.
-  Napijesz się czegoś? - zapytałam uprzejmie.
- Nie, przejdźmy do rzeczy. - odparła stanowczo, przyglądała mi się uważnie.
Przełknęłam wielką gulę, którą miałam przez dłuży czas w gardle. Bardzo nie chciałam powracać do tego co wydarzyło się kilka lat temu. Gdy tylko o tym myślałam w moich oczach momentalnie pojawiały się łzy. Nikt nie chciałby się czuć tak jak ja. Przez to straciłam dużo pewności siebie, chociaż należałam bardziej do tych nieśmiałych osób niż do tych odważniejszych, no ale bez przesady.
- A więc... wydarzyło się to jeszcze jak mieszkałam z moją matką w Ameryce. Nie obchodziłam jej za bardzo, pewnie nawet nie wie, że coś takiego mi się kiedyś przydarzyło, ale gdyby dowiedziała się o tym to i tak powiedziałaby, że dobrze się stało, bo sama była uzależniona od seksu. Co noc przyprowadzała sobie jakiegoś faceta, niezależnie od wieku. Chodziło o to aby zaspokoić swoje i czyjeś potrzeby. - podrapałam się po ręce i spojrzałam na Danielle, która wgapiła się w podłogę jakby była zahipnotyzowana tym co właśnie powiedziałam, dlatego postanowiłam kontynuować. - Mniejsza o to, nie chodzi o moją matkę. - burknęłam. 
- Chcę wiedzieć... jesteśmy przyjaciółkami. - powiedziała smutno.
- Powiedziałam ci to co było najważniejsze jeśli chodzi o mamę, proszę Dani, nie lubię do tego wracać, a do najgorszego właśnie zmierzam.
- Przepraszam...- powiedziała cicho.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się pocieszająco. - W Ameryce miałam Joel, nie nazwę jej moją przyjaciółką, bo na wszystkie możliwe sposoby obrabiała mi dupę. Byłam u niej w domu i jej brat był pijany. Od zawsze był dziwny i przeważnie z nim nie rozmawiałam. To on mi to zrobił, nikt mi nie pomógł. Myślę, że Joel to wszystko zaplanowała aby się zemścić, tyle że nie wiem za co. Chciałabym cofnąć czas, żeby nie iść do niej, wszystko byłoby jak dawniej... Teraz najgorsze jest to, że Nicco mnie odnalazł i stał się moim prześladowcą. Raz ktoś włamał mi się tutaj do domu. Myślę, że to też on. Właśnie  dwa miesiące temu ciocia zaproponowała mi abym uciekła od mojej matki i przeprowadziła się z nią do Doncaster. Nawet nie przemyślałam tego i przystałam na jej propozycję. I wcale tego nie żałuję, bo dzięki temu mam ciebie, Liama i Louis'a. - uśmiechnęłam się lekko ale i tak to nie zmieniło panującej w tym pomieszczeniu atmosfery.
- I Harrego... - wtrąciła.
- Harry to przeszłość - zmarszczyłam czoło. 
- Nie wiem Cloe co ci powiedzieć. Strasznie mi przykro z tego powodu. Nie miałaś najlepiej. - przysunęła się do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Nie wiem co teraz mam zrobić, na razie nie chcę o tym myśleć. Chcę wyjechać, spędzić trochę czasu z Louisem, nasz związek potrzebuje tego. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaproponował mi ten wyjazd. 
- Masz wspaniałego chłopaka, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Ty również. W wielu kwestiach na pewno jest świetny, musiał sobie zasłużyć na taką dziewczynę jak ty. - zachichotałam.
Na twarzy Danielle pojawił się rumieniec. Jestem pewna, że przypomniała sobie ostatni wieczór. 
- Powinnam cię przeprosić za wczoraj.. nie chciałam wam przeszkodzić. Następnym razem zadzwonię. - powiedziałam puszczając do niej oczko. W odpowiedzi dostałam lekkiego kuksańca w brzuch. 
- Och daj już spokój. - spuściła głowę i zaśmiała się cicho.
- Muszę cię przeprosić kochana, ale muszę się pomału zbierać. Za pół godziny będzie tu Louis. - poklepałam ją po ramieniu.
Podeszła do mnie i przytuliła mnie tak mocno jakbyśmy miały się nigdy więcej nie zobaczyć.
- Co z ciocią? - zapytała.
- Sama już nie wiem. Nie zgodziła się, a znając życie nie będzie jej do późna. Nie pozostaje mi nic innego jak zostawić jej kartkę.
- Uważaj na siebie. - szepnęła i pocałowała mnie w policzek.
- Będę tęsknić. - powiedziałam smutno otwierając przed nią drzwi.
- Tylko zabezpieczajcie się misiaki! - krzyknęła stojąc już przy bramie. 
Nerwowo rozejrzałam się czy nikt z sąsiadów nie stoi na podwórku, na pewno chciała mi się odgryźć za moje wcześniejsze podteksty. Uśmiechnęłam się pod nosem i pomachałam jej na pożegnanie. 
Wbiegłam po schodach by wziąć z pokoju torbę. Byłam już praktycznie gotowa, zostało mi już tylko napisać list do cioci. Wyjęłam z szuflady kartkę i chwyciłam pierwszy lepszy długopis.

______________________________________________________________________
 Kochana ciociu, wiem że gdy to przeczytasz na pewno będziesz na mnie wkurzona. Rozumiem cię, ty też czasem powinnaś chociaż postarać się mnie zrozumieć. Chcę spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem, to nic dziwnego nie jestem już małą dziewczynką. Zobaczymy się za tydzień, baw się dobrze. Będę tęsknić. xx 
______________________________________________________________________


Jeszcze przez chwilę przyglądałam się temu co napisałam, jest ok. Usłyszałam jak na podjazd wjeżdża samochód. Wyjrzałam przez okno. Louis. Mój wspaniały chłopak. Zostawiłam kartkę na biurku, przełożyłam torbę przez ramię i zbiegłam na dół. Drzwi jak zawsze nie były zakluczone więc nie musiałam się trudzić otwieraniem ich.
- Cześć piękna. - przywitał mnie delikatnym muśnięciem warg. - Gotowa? 
- Tak. - uśmiechnęłam się i odeszłam od niego by zgasić światło w salonie.
Nałożyłam kurtkę i bordowe conversy.
- Jedźmy. - chwyciłam przyglądającego mi się uważnie chłopaka za rękę, wyszliśmy na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.



*** 

  
- A więc wszystko zaplanowałem. - uśmiechnięty spojrzał jeszcze raz na kartkę, na której coś zapisywał. - Najpierw przejdziemy przez Avenue des Champs-Élysées gdzie później znajdziemy się na Place de la Concorde. Potem skoczymy na obiad, po obiedzie przejdziemy się spacerem przez Cmentarz Père-Lachaise a na wieczór zostawiłem wieżę Eiffla. - spojrzał na mnie a ja siedziałam na łóżku i słuchałam o tych miejscach, o których właśnie wspomniał. Pierwszy raz o nich słyszę, widocznie Louis musiał być już we Francji nie raz.
- Chyba bardzo obeznany jesteś jeśli chodzi o Francję. - uśmiechnęłam się zalotnie.
- Byłem tu dwa razy w życiu i nie wszystko zdążyłem pozwiedzać. Podoba ci się nasz apartament? - zapytał wgapiając się w krajobraz za oknem, który był nieziemski.
- Tak Louis jest pięknie i przykro mi, że wydajesz na mnie pieniądze i to nie byle jakie. - przygryzłam wargę i spojrzałam na swoje palce.
Louis odwrócił się i spojrzał na mnie po czym usiadł obok. Uniósł mój podbródek żebym spojrzała na niego, po czym uwolnił moją wargę spod moich zębów.
- Kochanie, zasłużyłaś sobie na to. Ostatnio dobrze mi się powodzi jeśli chodzi o pieniądze. - musnął lekko moje wargi.
- Dobrze... ale pozwól mi płacić już za siebie. Nie chcę twoich pieniędzy. One są mi niepotrzebne, ty jesteś dla mnie wszystkim. - przyznałam i przytuliłam go mocno.
- Ale...
- Nie, pozwól mi proszę? - odsunęłam się od niego żeby spojrzeć na jego twarz.
- No zgoda... ale dzisiaj ja płacę za wszystko co zaplanowałem, więc chodź bo dzień nie trwa wiecznie, a bardzo chciałbym żeby był już wieczór. - uśmiechnął się zadziornie na co się zarumieniłam. Wyczuwam podtekst seksualny.


Kurczowo trzymałam Louisa za rękę kiedy spacerowaliśmy po cmentarnych ścieżkach. Było już dość późno a opuszczone groby rozświetlały jedynie ledwie widoczne przebłyski ulicznych latarni.
- Tu jest pięknie. Zawsze marzyłam o zwiedzaniu Paryża. - przerwałam ciszę, która wydawała mi się zbyt długa.
- Teraz już wiesz ze marzenia się spełniają. - uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
Zatrzymałam się przed nim torując mu drogę. Przybliżyłam się tak ze nasze klatki piersiowe przylegały do siebie. Delikatnie musnęłam ustami jego policzek i nachyliłam się do ucha
- Tego dowiedziałam się już wcześniej. Jakieś parę dni temu kiedy pewien bardzo słodki, wspaniały facet dał mi szansę bym mogła udowodnić mu, że bardzo go kocham. - szepnęłam. Nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Ja też cię kocham Cloe. - odsunął mnie od siebie by spojrzeć mi w oczy.
Jego słowa dźwięczały mi w głowie jak echo. Stado motyli w dolnej partii ciała przypomniało mi o swoim istnieniu. Ton głosu, którym to powiedział przyprawiał mnie o dreszcze. Pełen ciepła i troski.
Nie odpowiedziałam, stanęłam znów obok niego zatapiając dłoń w jego o wiele większej. Przeszliśmy przez bramę prowadząca do wyjścia po czym skierowaliśmy się do samochodu stojącego samotnie na poboczu.


 
***


 
Całą drogę spędziliśmy rozmawiając, chichocząc i wspólnie śpiewając piosenki lecące w radiu. Dotarliśmy na miejsce w mgnieniu oka. To niewiarygodne, że czas u boku Louisa leciał mi tak szybko. Uśmiechnęłam się niewinnie, gdy brunet otworzył mi drzwi wyciągając w moim kierunku rękę, jak prawdziwy dżentelmen kłaniając mi się. Odwzajemniłam ten miły gest i z jego pomocą opuściłam czarne audi.
- Odwróć się - powiedział.
Wykonałam polecenie cicho śmiejąc sie pod nosem. Jest taki zabawny. Żarty, zabawy, śmiech wszystko to odejmuje mu lat, których nie wiem dlaczego za wszelką cene chce sobie dodać. Tylko przy mnie jest sobą. Z mojego roztargnienia wyrwała mnie ciemność, która opanowała moją głowę
.
- Nie boj się. - oplótł mnie ramieniem.
Szłam niepewnie stawiając kroki. Jego usta znajdujące się przy moim uchu i co chwila szepczące​ coś miłego bardzo mnie rozpraszały. Gdyby nie ręka silnie oplatająca moją talie zapewne leżałabym już na ziemi. Uniosłam rękę do twarzy by trochę poluźnić znajdująca się na oczach chustkę.
- Nie podglądaj. - powiedział stano​wczo niskim głosem. Krok po kroku czułam jak znajdowaliśmy się coraz wyżej.
- Daleko jeszcze ? - zapytałam udając​ znudzone dziecko.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Louis chwycił moje ramiona i obkręcił mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Poczułam ciepło bijące od jego dłoni kiedy niespodziewanie dotknął mojego karku. Milcząc wyczekiwałam jego dalszych ruchów. Lekkie podmuchy wiatru łaskotały moją nagą skórę ud, z oddali dobiegały odgłosy silników i gazujących samochodów. Chłopak delikatnie po raz ostatni musnął palcami mój kark pozostawiając na nim gęsią skórkę. Dobrze wiedział jak działa na mnie jego dotyk i czerpał z tego wszelkie korzyści. Sięgnął do kokardy zawiązanej na tyle mojej głowy, chwilę później chusta opadła ukazując mi przepiękny widok, o którym nawet nigdy nie przyszło mi śnić. 

- Podoba ci się? - szepnął mi do ucha przytulając swój tors do moich pleców.
Zaniemówiłam. Dosłownie nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Wgapiałam się z zachwytem w panoramę Paryża. 
- Twoje milczenie uznam za odpowiedź. - poczułam jak się uśmiecha i cmoknął lekko mnie w głowę kołysząc się ze mną powoli a lekki podmuch wiatru pieścił nasze ciała. Mogłabym tu już zostać na zawsze. Było tak cholernie romantycznie. Paryż - miasto miłości, nie wierzyłam w te słowa aż do teraz.
- Boże, Louis, jak cię pierwszy raz zobaczyłam to nigdy nie pomyślałabym o tobie, że jesteś typem romantyka. - zachichotałam.
- Nie ocenia się książki po okładce kochanie. - powiedział to tak ciepło, że poczułam ciarki tam w dolnej partii mojego ciała. Hmm.
- Zapamiętam to sobie. - odwróciłam się do niego, chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam go namiętnie. Moje pożądanie rosło z każdą sekundą.
Louis jedną ręką zaplątał swoje palce w moje włosy lekko ciągnąc je tak abym uniosła trochę twarz a drugą przytrzymywał moje biodro. Całował coraz zachłanniej a ja odepchnęłam go lekko od siebie opierając swoje czoło o jego i starałam się nabrać tak cennego mi powietrza do płuc.
- Cholernie cię pragnę. - znowu mnie pocałował po czym się oderwał. - Tu, teraz. - warknął mi do ucha. Brzmiało to tak seksownie, że stado motyli zaczęło szaleć w moim brzuchu jakby jeździli jakąś koparą po moich wnętrznościach.
- Louis... nie tutaj, wracajmy do hotelu. - wyszeptałam mu w usta po czym złożyłam kolejny pocałunek.
Chłopak pociągnął mnie za rękę. Poczułam się urażona, że tak nagle zakończył ten pocałunek jednak starałam się tego nie pokazywać. Dobrze wiedziałam co za kilka minut się stanie. Myśl o tym strasznie mnie podniecała jednak trochę się bałam. Robiłam to tylko raz z Louis'em, było tak przyjemnie i rodzaj bólu jaki Louis mi pokazał był nie do opisania. A wracając do mojego gwałtu to było coś gorszego co zaserwował mi Nicco. Był taki gwałtowny, po tym wszystkim nie mogłam spojrzeć na siebie w lustro przez dwa miesiące. To był straszny okres dla mnie i mimo, że Louis wie jak ma się zachowywać wobec mnie jeśli chodzi o seks to i tak się boję. Zawsze będę się bać i będę zaczynać z lękiem, że będzie tak cholernie bolało jak wtedy. Szybko odwiałam te niepotrzebne myśli, bo nie chciałam psuć tego wieczora.

 Parę minut później. 
Hotel.


Oplotłam nogami jego talię kiedy bez najmniejszego wysiłku niósł mnie do pokoju wędrując przez cały hotelowy apartament. Ręce cały czas znajdowały się zatopione w jego włosach, ani na chwilę nie oderwałam ust od jego szyi składając na niej pocałunki od czasu do czasu przygryzając i lekko ssąc skórę.
Z ust chłopaka wychodziły ciche jęknięcia. Ukradkiem zauważyłam jak w recepcji ludzie dziwnie się na nas patrzyli jednak Louis się tym nie przejął tylko szedł dalej.
Mocniej zacisnęłam uścisk w jego włosach i zachichotałam kiedy kopniakiem otworzył drzwi od pokoju. Czułam się jak panna młoda w swoją noc poślubną. No, może trochę brutalniej ale i tak coś pięknego.
Drzwi zamknęły się z lekkim trzaśnięciem a ja momentalnie znalazłam się na wielkim łóżku z aksamitną pościelą. Przepiękny brunet znajdował się nade mną, jego twarz znalazła ukojenie w moim zagłębieniu między szyją a ramieniem. Niepewnie powiodłam rękami pod materiał jego koszuli, najpierw delikatnie drapiąc, ciche jęknięcia i pomruki chłopaka sprawiały, że przyjemność zmieniła się w pożądanie. Poczułam przypływ odwagi. Korzystając z sytuacji umieściłam ręce po obu stronach jego ciała i podciągnęłam koszulkę do góry. Louis pomógł mi, dość śmiesznie się poruszając. Rzucił ubranie w kąt pokoju gdzie jak sądziłam za chwilę znajdzie się reszta. Uśmiechnęłam się pod nosem i wykorzystując chwilę nieuwagi bruneta umieściłam dłonie na jego torsie lekko napierając, zmusiłam go do położenia się. Teraz to ja sprawowałam nad nim kontrolę. Musiało mu się to podobać, nie protestując opadł na ciepłą pościel i zaciekawiony przygryzł dolną wargę spoglądając na mnie.
- Pragnę cię Cloe. - powiedział a ja obdarzałam pocałunkami jego tors, który zawibrował pod wpływem mojego dotyku. Dokładnie skupiałam się na swoich ruchach za wszelką cenę starając się pozbyć zdenerwowania, które objawiało się przyspieszonym biciem serca i lekko drżącymi rękami muskałam ustami jego opaloną skórę starając się nie zostawić żadnego zaniedbanego miejsca. Podciągnęłam się nieco wyżej i opierając się na rękach po obu stronach jego ciała, złożyłam zalotny pocałunek na  pełnych ustach Louis'a.
- Lubię kiedy jesteś niegrzeczna - mruknął przygryzając moja wargę a ja nie zastanawiając się długo pochyliłam się i ucałowałam jego sutek, po chwili trochę pewniej pociągając za niego i ssąc. Z ust Louis'a wydobywało się ciche pojękiwanie. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego bezbronnego, całkowicie zależnego ode mnie. Moja prawa ręka powędrowała w dół starając się na ślepo wyczuć guzik spodni. Oderwałam się od umięśnionego torsu bruneta, który niesamowicie mnie podniecał. Osunęłam się nieco niżej siadając na jego łydkach. Teraz moje obie ręce majstrowały, najpierw przy guziku później przy rozporku chłopaka. Zadowolony z moich odważnych ruchów włożył jedną rękę pod głowę a drugą chwycił mój nadgarstek.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci na całkowitą dominację - zachichotał. Czułam jak moja twarz oblewa się rumieńcem. Nieoczekiwanie złapał mnie za uda i posadził znów na brzuch chwilę później obracając nas tak, że teraz to on znajdował się nade mną. 

Przed moją twarzą znalazła się foliowa torebeczka, którą trzymał w ręku. Uśmiechał się zadziornie a ja przełknęłam ślinę i zacisnęłam ręce na pościeli. Louis spochmurniał, widocznie zauważył moje zdenerwowanie.
- Cloe jeżeli nie chcesz to nie...
- Chcę... bardzo, nie zwlekaj tylko zrób to! - krzyknęłam i jęknęłam zirytowana wijąc się pod nim.
- Taka nienasycona. - zachichotał po czym zsunął ze mnie moje spodnie.
Powoli reszta naszych ubrań znalazła się w kącie gdzie na początku spoczęła koszulka chłopaka. Leżałam pod nim kompletnie naga, co było nie fair, bo on jeszcze siedział na mnie w bokserkach. Chciałam się zakryć, ale gdy tylko próbowałam to zrobić to mój wielki romantyk gromił mnie wzrokiem.
- Masz piękne ciało Cloe, nie wstydź się. - uśmiechnął się zadziornie po czym rozerwał zębami przezroczyste opakowanie a swoją sprawną ręką wyjął pokaźną długość po czym zaciągnął na nią prezerwatywę.
Nie należałam do cierpliwych osób, dlatego pragnęłabym aby znalazł się we mnie jak najszybciej.
Louis nachylił się tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
- Gotowa? - szepnął na co ja skinęłam głową i odchyliłam głowę w tył po czym wygięłam się w łuk kiedy Louis wszedł we mnie gwałtownie.
Na chwilę zastygł w miejscu, a ja otworzyłam oczy żeby spojrzeć na niego. Przypatrywał mi się niepewnie i wynikało to z tego, że nie był pewny czy może się poruszyć. Uśmiechnęłam się zachęcająco a Louis robił to w powolnym, ale przyjemnym tempie, co niestety mnie nie nasycało. Chciałam poczuć go głębiej, wiem, że go na to stać.
- Mocniej! - krzyknęłam zatapiając swój język w jego buzi.
Louis uśmiechał się przez pocałunki na co przyspieszył tempo, a ja wygięłam się jeszcze mocniej. 
Uśmiechnęłam się i poprawiłam na łóżku, by było mi wygodniej podczas gdy Louis pochylił się nade mną. wtedy zobaczyłam w jego, do tej pory pewnych ruchach, jakieś wahanie. Delikatnie wycofał się z mojego wnętrza, potarł swoją wilgotną końcówką o moje wejście i powoli zaczął ponownie wsuwać się we mnie. Chwycił pościel i przesunął ją na bok. Wiedziałam, że za kilka minut temperatura znacznie wzrośnie. Nadal ostrożnie we mnie wchodził. Podobało mi się to ze potrafił być taki delikatny, jednak wiedziałam, że nie do końca go to zadowala. 
Z moich ust wydostawały się ciche dźwięki, zagłuszane jego przyspieszonym oddechem. 
- Wejdź we mnie głębiej,proszę - szepnęłam zachęcając go. 
Zacisnęłam dłonie na pościeli, gdy chłopak poruszył się nieco szybciej i głębiej. Czułam jak moje ścianki w środku zaciskają się wyczuwając nowe doznanie. Louisowi bardzo spodobał się ruch wewnątrz mnie. Skinieniem głowy zachęcił  bym go powtórzyła, posłusznie wykonałam niemą prośbę a z ust chłopaka wydał się gardłowy jęk.. Nadal było to dziwne uczucie, zupełnie inne niż te gdy pierwszy raz się kochaliśmy.
Bardzo dużo się zmieniło od tego czasu.

- W porządku? - splótł nasze dłonie ze sobą.
- Tak.

- Mogę poruszyć się szybciej? - zapytał ściszonym głosem.
Skinienie głową dało mu przyzwolenie do zatopienia się w moim rozpalonym wnętrzu. Oboje z trudnością łapaliśmy oddechy, westchnęłam głośno gdy biodra Louisa mocno przywarły do moich. Fala ciepła napłynęła do dolnych partii mojego brzucha pozwalając mi jedynie na desperackie szeptanie imienia wspaniałego mężczyzny. Nigdy jeszcze nie czułam się taka osłabiona.
- O mój Boże...
Lekko wbiłam paznokcie w jego plecy, Louis nadal nie przestawał się poruszać. Moje ręce bezwładnie powędrowały do jego włosów, które aż prosiły się o kontakt, pociągnęłam za nie dosyć mocno w wyniku gwałtownego ruchu bruneta. Jego usta rozchyliły się, wydając pomruki i pourywane jęki wymieszane z moim imieniem. Odchylił głowę do tyłu rzucając pod nosem jakieś przekleństwo. Poczułam jak gorący płyn wewnątrz mnie wypełnia prezerwatywę.

Z uwagą przyglądałam się Louisowi. Wyglądał przepięknie.
- Kocham cię - szepnęłam
- Ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo - nachylił się i złożył pocałunek na moich ustach, prawdopodobnie po to by odwrócić moją uwagę od dość dyskomfortowego uczucia, które ogarnęło moje ciało gdy opuścił moje wnętrze.
Chłopak położył się obok i przykrył nas kołdrą. Oprał swoją głowę o rękę i z góry mi się przyglądał. Strasznie wymęczył mnie ten orgazm, więc starałam się aby nie odpłynąć.
- Śpij. - szepnął po czym cmoknął mnie w czoło a ja na jego słowa jak na zawołanie wtulając się w jego tors zasnęłam.
Usiadłam na łóżko gwałtownie, ponieważ po pokoju roznosił się dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na zegarek. 2.38. Kto może dzwonić o tej porze? Jak najszybciej chodziłam po pokoju w poszukiwaniu telefonu aby nie obudzić Louisa, jednak to wszystko wyszło na marne, bo Louis usiadł na łóżko i przyglądał mi się. Chciał już o coś zapytać, ale ja odebrałam telefon.
- Halo? - wychrypiałam.
- Cloe? Tu Rixon, mam złe wieści. - w jego głosie rozpoznałam rozdrażnienie.
- Co się stało?
- Twoja ciocia jest w szpitalu, jest ciężko ranna, musisz wracać.
Po tych słowach nagle zesztywniałam i wypuściłam z rąk telefon. Louis szybko znalazł się przy mnie a ja opadłam na ziemię i wgapiałam się bezcelowo w ścianę, a w słuchawce mojego telefonu słuchałam głos Rixona, pytający czy jestem tam. CO SIĘ STAŁO? 
________________________________________________________
I jest! :D Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Bo nam bardzo! Ogólnie najbardziej chcemy wiedzieć jak wam się podobał rozdział, więc prosimy o podobną liczbę komentarzy co w ostatnim rozdziale i pojawi się kolejny. Do następnego :D