sobota, 27 lipca 2013

Chapter 12

Krótka wiadomość.

Od 28.07 do 07.08. Będę na koloniach i nie dodam kolejnego rozdziału. To tak żebyście wiedzieli :) Jeśli będzie tyle komentarzy ile bym chciała to rozdział dodam 08.08 :) To tyle.


________________________________________________________________

Leżałam na brzuchu i opalałam swoje plecy w ciszy, spokoju i bez towarzystwa Harry'ego. Czego więcej chcieć od życia? No właśnie, niczego. Gdy leniuchowałam sama na kocu, wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Lepszej muzyki dla mych uszu nie było. Kiedy wsłuchiwałam się w świergot, nagle mnie trochę zmuliło. Moje oczy stały się ciężkie, więc zaczęłam sobie drzemać. Byłam jeszcze w połowie przytomna, ponieważ poczułam jak miejsce obok mnie jest już zajęte przez zielonookiego bruneta z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wiesz? Nie przeszkadzałoby mi to gdybyś opalała się bez stanika, na dodatek leżąc na plecach - na jego ustach zawitał uśmiech, który ukazywał jego słodkie dołeczki. Dopiero teraz udało mi się je zauważyć, gdyż Harry nie za często uśmiechał się w moim towarzystwie.
- Czy ty ze mną flirtujesz? - zapytałam.
- Powiedzmy - nagle uśmiech z jego twarzy znikł. A szkoda.
- Przypominam, że ja już mam chłopaka od flirtu ze mną i jest nim Louis - uśmiechnęłam się, niestety bez wzajemności.
Chłopak odwrócił wzrok w drugą stronę i przez chwilę w coś się wgapiał. Mój wzrok powędrował w punkt, który go zaciekawił. Właśnie, tylko jaki to był punkt?
- Chcesz tu tak cały czas leżeć? - zapytał.
- Jest mi tu wspaniale.
- Woda jest ciepła, skorzystaj.
- Nie mam ochoty Hazz, odpuść.
- Nie - wstał i wziął mnie na ręce.
Byłam wtedy bezbronna, mimo tego, że walczyłam o to żeby mnie puścił. Waliłam go w plecy, krzyczałam. Robiłam wszystko żeby mnie puścił.
- Harry!! Nie chcę!
- Gotowa?
Staliśmy w wodzie. To znaczy on stał trzymając mnie na rękach.
- Na co mam być gotowa? - zapytałam patrząc na niego z przerażeniem. A go to tylko bawiło. Widocznie czerpał z tego zabawę. Znęcanie się nad słabszymi. Tak mogłabym to teraz nazwać.
Nagle mnie puścił. Zaczęłam krzyczeć, bo woda była zimna. Chyba dlatego, że słońce mnie mocno ogrzało. Wstałam jak oparzona, a Harry wgapiał się we mnie z zadowoleniem na buzi.
- Co cię tak bawi, ochujałeś?! - krzyknęłam mu prosto w twarz.
Nie odezwał się ani słowem tylko miał otwartą buzię i nie wgapiał się w moją twarz tylko.... tylko w moje piersi!! Ja pierdole, co za wstyd... zgubiłam stanik i to jeszcze na dodatek przy nim. Chciałam się zapaść pod ziemię w tym momencie. Natychmiastowo zakryłam moje piersi rękoma i patrzyłam na niego wzrokiem, coś w stylu mordercy.
- To. Nie. Jest. Śmieszne. Kurwa. Szukaj. Mój. Stanik!!! - krzyknęłam mu znowu w twarz oddzielając od siebie słowa.
Nagle chłopak wybuchł śmiechem i zanurkował. Ja postanowiłam wyjść z wody i okryć się kocem, który leżał na piachu. Nie było mi do śmiechu. Odkąd jestem dziś z Harrym przytrafiają mi się same nieszczęścia.
Po kilku minutach wyszedł rozbawiony loczek z moim białym stanikiem w ręku. Podszedł do mnie i nie obeszło się bez głupiego komentarza.
- Jaki to rozmiar? - zaśmiał się i uśmiechnął się zawadiacko.
- Sraki, nie twój interes. A teraz odwróć się bo chcę go ubrać.
Chłopak zaczął się śmiać i się odwrócił. Ja też postanowiłam się odwrócić, bo znając takich jak on, będzie i tak miał czelność podglądywać. Miałam dość cholernie tego dnia i dość Harry'ego. Na początku jak go poznałam nie wydawał się takim dupkiem. Chyba, że był na haju. Właśnie teraz oznajmiłam sobie, że go nie lubię.


Przepraszam was, ze rozdział taki krótki, ale nie mam czasu na napisanie dłuższego. Sami wiecie, pakowanie się i inne pierdoły. Jeśli pod tym postem będzie 10 komentarzy, to obiecuję z ręką na sercu, że rozdział będzie dłuższy od tego. To cześć wam :)

czwartek, 25 lipca 2013

Chapter 11

- Też ciebie jest miło widzieć, tylko dlaczego ty po mnie przyjechałeś, a nie Louis? - zapytałam lekko zmieszana.
- A to źle, że to mnie widzisz, a nie jego? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie.
- Oczywiście, że się cieszę. Tylko nie spodziewałam się ciebie, bo zawsze Louis po mnie przyjeżdżał - oznajmiłam. - Czy coś się stało?
Na chwilę nastała niezręczna cisza, bynajmniej dla mnie taka była. Chłopak wyglądał na skupionego. Zastanawiał się co ma mi w tej chwili odpowiedzieć.
- Louis poprosił mnie żebym po ciebie przyjechał, bo on nie mógł. Wiesz... ma do załatwienia sprawę.
- Sprawę powiadasz? Z czym związaną? - odparłam zaciekawiona.
Liczyłam na to, że mi odpowie, ale widocznie chronił Louis'a przed wyjawieniem mi prawdy, którą prawdopodobnie znałam. Nagle ruszyliśmy spod mojego domu. Nerwowo czekałam na odpowiedź, chyba że stwierdził, że ją znam. Irytował już mnie.
- Nie wiem Cloe, nie mówił mi. Po prostu mu zaufaj. - odpowiedział.
Zamierzałam się już do niego nie odzywać do końca drogi. Jakoś nie chciałam z nim siedzieć w tym aucie, ale nie miałam wyboru. Wiedziałam, że już nie miło zaczął się mój dzisiejszy dzień. Chciałam po prostu teraz być przy Louis'ie. Usłyszeć jego głos. Przytulić się do niego. I kto wie, może nawet go pocałować. Nikt nie umie całować tak jak Louis. Choć nie całowałam się z nikim przed nim, ale twierdzę, że nie ma lepszej osoby od Louis'a jeśli chodzi o pocałunki. Moje rozmarzone myśli zostały szybko rozwiane, ponieważ samochód stanął. Niestety znajdowaliśmy się przy szkole. Nie miałam ochoty tam wchodzić. Jedyne co było zadowalające to fakt, że dziś piątek.
- Dziękuję za podwózkę - wymusiłam uśmiech na mojej buzi.
- Nie ma sprawy. I ten no Cloe... wiedz, że po szkole ciebie też zabieram - odparł bez emocji.
Patrzyłam na niego miną typu " POKER FACE ". Dlaczego?
- To Louis jest aż tak zajęty żeby po mnie przyjechać? Wiesz co? Nie marnuj paliwa, ja mogę się przejść do domu z Danielle i tak się dawno z nią nie widziałam po szkole...
- Wybacz, ale Lou chciał abym spędził dziś z tobą cały dzień, gdyż nie będzie miał dziś dla ciebie czasu.
- Co proszę?! Nie przesadzaj, nie potrzebuję twojego towarzystwa i tak wystarczająco dla mnie zrobiłeś - krzyknęłam w jego stronę. On przyjął to obojętnie.
- Słuchaj Cloe, nie obchodzi mnie co ty sądzisz na ten temat, ale jeśli Lou mnie o to poprosił, więc tak zrobię, a ty się nie rzucaj. Po prostu nie chcę mieć potem problemów z Louis'em gdyż to jest mój przyjaciel i nie za bardzo lubię się z nim kłócić. Dlatego żyj ze mną w zgodzie i nie protestuj. - odpowiedział.
Nie wiedziałam co w tamtym momencie chciałam mu powiedzieć. Aż tak dobrym przyjacielem dla niego był, no ale przecież oni obaj nie mogli mnie traktować jak rzecz. Chyba mam prawo do własnego zdania. Ale cóż postanowiłam się zgodzić, żeby Louis się nie wściekał. Tylko wolałabym żeby mnie najpierw uprzedzał. Jedyne co mnie zastanawiało, czy Lou mi powie co dziś takiego robił.
- Dobra. Idę, bo zaraz mam lekcje. Cześć.
Pospiesznie wyskoczyłam z wozu i pobiegłam do szkoły. Równo gdy weszłam zabrzmiał dzwonek na lekcje. Na moje szczęście się nie spóźniłam. Lekcje mijały dość szybko, co mnie trochę martwiło, ponieważ nie miałam ochoty widzieć się z Harrym, a co już najgorsze spędzać z nim całego dnia jak uwiązany pies na łańcuchu. Jedyne czego potrzebowałam to delikatnego głosu Louis'a przy moim uchu i mówienia mi jak jestem idealna dla niego. Ja tak nie uważam, ale miło jest słyszeć takie słowa od osoby, na której ci zależy. Od chłopaka, który uwielbia cię za to jaka jesteś, nawet jeśli ma się najgorsze wady. Dzięki temu każdy z nas jest wyjątkowy. Nie miałam pojęcia co planuje Harry na dzisiejszy dzień. Lekcje dobiegły końca. Poszłam do szafki, żeby wziąć moje rzeczy. Tuż obok była Dan.
- Kochana, robisz coś dzisiaj? - zapytała Dan z szerokim uśmiechem na twarzy. Jest cudowna.
- Ugh... no niestety mam już plany, Harry, przyjaciel Louis'a ma spędzić ze mną dziś cały dzień. Aż na samą myśl chce mi się wymiotować.
- Dlaczego Harry, a nie Louis? - zapytała z ciekawością.
- Louis poprosił Harry'ego żeby dotrzymał mi towarzystwa, ponieważ nie ma dla mnie czasu dzisiaj, bo załatwia jakąś sprawę, o której Harry nie chciał mi powiedzieć - powiedziałam lekko zmartwiona.
- A po twojej minie wnioskuje, że nie lubisz Harry'ego.
- Lubię, tylko, że irytuje mnie dość często. Nie wiem.. Dobra kochana, ja muszę iść, bo pewnie na mnie już czeka i się niecierpliwi.
- Zadzwonię wieczorem, kiedy będziesz już sama
- Ok pa.
Wyszłam ze szkoły i szukałam samochodu, którym dzisiaj przywiózł mnie tu Harry. Szukałam, szukałam, aż dostrzegłam lokowatego bruneta, opierającego się o maskę samochodu. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Wolnym krokiem do niego podeszłam. Zauważył mnie i lekko się uśmiechnął.
- Cześć - powiedziałam.
- Cześć. To jedziemy? - zapytał.
- No raczej nic tu do roboty nie mamy, chyba, że ja o czymś nie wiem...
- Nie no racja, jedziemy.
Po krótkiej wymianie słów, wsiedliśmy do wozu i odjechaliśmy spod szkoły.

Lou's POV

Zabrzmiał mój telefon. Gwałtownie wstałem z łóżka i pospiesznie szukałem mojego telefonu. Rozbrzmiewał coraz głośniej, a ja dalej nie mogłem go znaleźć. Przewaliłem pokój do góry nogami, aż wreszcie go znalazłem, tylko że nie zdążyłem odebrać, a dzwonił do mnie właśnie Niall. Posrało go? Jest godzina 6 rano i on dobrze wie, ze o tej porze śpię. Postanowiłem do niego oddzwonić. Odebrał natychmiastowo.
- Czego chcesz? - warknąłem do słuchawki.
- Bez agresji Lou. - uspokajał mnie. - Jest sprawa i to duża...
W tym momencie nie wiedziałem o co mu chodzi, a przed sobą miałem jakieś czarne scenariusze.
- Zamierzasz mi o tym powiedzieć, czy mam zgadywać? - pospieszyłem go.
- Wybacz jestem zajęty. Jesteśmy w dupie, bo ktoś zajebał towar. Dosłownie wszystko, nic nie zostało. - pauza.
- Jak to wszystko do chuja? Co ty pierdolisz?! Gdzie jesteś? - zdenerwowany krzyknąłem do słuchawki.
- U siebie w domu.
- Zaraz tam będę.
- Czekam.
Rozłączyłem się i pospiesznie zacząłem się ubierać. Postanowiłem zadzwonić do Harry'ego, żeby zawiózł do szkoły Cloe, bo wiedziałem, że się nie wyrobię. Odebrał po trzech sygnałach.
- Cześć Hazza, wybacz, że budzę cię o tej porze, ale mam sprawę.
- Mów - powiedział zaspanym zachrypniętym głosem.
- Mógłbyś dziś zawieźć Cloe do szkoły i przy okazji potowarzyszyć jej dziś?
- A czemu?
- Sprawy, nie ma towaru, muszę z Niall'em to załatwić. Nie mów nic Cloe.
- Nie ma sprawy.
Rozłączyłem się i wybiegłem z domu. Miałem ochotę zabić osobę, która to zrobiła.

Cloe's POV

Stanęliśmy pod jakąś knajpką. Poprosiłam go o to, bo byłam dość głodna. Weszliśmy do środka, a tam całe szczęście nie za dużo było ludzi. zajęliśmy miejsca przy oknie. Harry wgapiał się w MENU po czym zawołał do siebie wysoką kelnerkę. Złożył zamówienie, a ta nie spuszczała z niego wzroku. Widocznie chciała zwrócić na siebie jego uwagę, co jej zbytnio nie wyszło, bo Harry miał gdzieś, że ona stara się o kontakt wzrokowy z nim. A to dupek!
- Ja poproszę omlet z serem i pomidorem.
- Zaraz będzie gotowy. - odpowiedziała i niechętnie oddaliła się od stolika.
- Harry, czy ty nie zauważyłeś, że spodobałeś się tej kelnerce? - kiwnęłam w jej stronę głową.
- Zauważyłem, ale to nie moja liga. Nie jest dla mnie. - powiedział bez emocji.
- To niby kto jest dla ciebie idealny? - zapytałam. Jakoś mi się wyrwało.
- Ktoś na pewno.
Już potem się do siebie nie odzywaliśmy, gdyż byliśmy zajęci swoimi talerzami. Jakoś mi to sprzyjało. Po zjedzonym posiłku poprosiłam go żebyśmy pojechali nad jezioro. Było ciepło, a ja miałam ochotę posiedzieć na piasku i opalić nogi. Nie protestował, a droga nam wiele czasu nie zajęła, gdyż jezioro znajdowało się 2 kilometry od knajpki. Kiedy już się tam znaleźliśmy Harry rozłożył koc, który znalazł w bagażniku. Ułożył go na piasku, a ja od razu się na niego położyłam. Chłopak usadowił się obok mnie, ale nie patrzył w moją stronę, tylko w niebo. Nic nie było przyjemniejszego od tej ciszy, tylko niestety musiał ją przerwać.
- Idziesz do wody? - zapytał zdejmując koszulkę.
- Nie... nie mam stroju, ty idź ja się poopalam.
- Jak sobie życzysz.
Brunet podszedł do wody i natychmiastowo się zanurzył. Ja postanowiłam zdjąć moją koszulkę i rozpiąć stanik, żeby opalić plecy. Nie zamierzałam mieć białych kresek od stanika na plecach. Całe szczęście, dziś nie jest tak źle mimo tego, że Harry zrobił się jakoś tajemniczy. Wolałam, nie pytać już o nic, żeby go nie zdenerwować. Przyznam, że trochę się go bałam.


I jest kolejny rozdział. Znacie zasady, jeżeli pod tym postem będzie co najmniej 5 komentarzy, lub więcej. Rozdział pojawi się wtedy niebawem. Miłego czytania. :)
Jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, w komentarzach podajcie mi swoje twittery, a na pewno każdego poinformuje i przy okazji dam follow :).

czwartek, 18 lipca 2013

Chapter 10

Po mile spędzonym popołudniu Lou postanowił mnie odwieźć do domu. Droga nam zleciała szybko, nawet tego nie zauważyliśmy, bo rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Czułam, że znam Louis'a od dawna, a nie tylko od prawie dwóch tygodni. Nagle pojazd Louis'a się zatrzymał, ponieważ byliśmy już pod moim domem. Odwróciłam się w stronę chłopaka i pocałowałam go na do widzenia w policzek.
- Cześć, miło było spędzić z tobą dzień - odparłam, lekko się rumieniąc. Otworzyłam drzwi żeby wyjść z jego samochodu, ale gdy już miałam wyskakiwać, chwycił mnie za nadgarstek i szybko do siebie przysunął. Leżałam na jego kolanach, a on tylko na mnie patrzył i się uśmiechał. Zastanawiałam się jaką wtedy miałam minę. Louis złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Zrobiło mi się gorąco. Kiedy oderwał usta było mi smutno, pragnęłam więcej.
- Mi też było miło spędzić z tobą dzień, maleńka - mrugnął do mnie. Wstałam i wyszłam z samochodu. Kiedy zamykałam drzwi, starałam się słodko do niego uśmiechnąć. Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków, a samochód Louis'a już odjechał. Weszłam do domu i zastałam tam moją ciocię, która siedziała w salonie na kanapie i czytała jakieś czasopismo. Podeszłam bliżej. I niepewnie się odezwałam.
- Cześć ciociu...
- O hej skarbie. Jak tam w szkole? - Odpowiedziała uśmiechając się do mnie serdecznie. To ona nic nie wie, że nie było mnie na połowie lekcji? No nic. Dobrze, że nie wie.
- A no tak jak zwykle dobrze, mamy robić niedługo projekt na fizykę. Takie zaliczenie, więc muszę się pouczyć ostro - zaśmiałam się.
- Jeśli będziesz potrzebowała to daj znać, dobra byłam z fizyki - uśmiechnęła się.
- Oczywiście ciociu, ale poradzę sobie sama.
- Ohh jak chcesz. - odpowiedziała łagodnie i wróciła do czytania czasopisma, a ja zmierzałam w stronę schodów na górę. - Cloe, wieczór spędzisz sama, mam nocną zmianę - dodała. Nie było to dla mnie żadne zaskoczenie, gdyż moja ciocia pracuje jako pielęgniarka w szpitalu.
- Nie ma sprawy ciociu. Ja dziś nie zamierzam nigdzie wychodzić - krzyknęłam kiedy wchodziłam po schodach.
- Mam nadzieję, że tego chłoptasia nie zaprosisz - od razu się zarumieniłam, ale nie odpowiedziałam jej na to tylko poszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi po czym położyłam się na łóżku. Przed sobą miałam wspomnienia z dzisiejszego dnia. Czy ja naprawdę z nim jestem? Wszystko dzieje się tak szybko, wszystko się zmienia a ja nawet nie zauważam tego. Chyba jestem szczęśliwa, tylko na jak długo. Bo albo ja, albo on może coś spieprzyć. Postanowiłam się dalej tym nie zamartwiać i wziąć się za naukę. Godziny mijały dość wolno, a ja już miałam dość. Była godzina 22.38 i byłam już zmęczona na dziś nauką, myślę, że przynajmniej na 3 coś umiem. Siedziałam na łóżku, a wokół mnie książki i notatki. Nie chciało mi się teraz tego ogarniać, więc pomyślałam, że zrobię to jutro. Zepchnęłam wszystkie papiery i książki pod okno i poszłam wziąć prysznic. Gdy weszłam do łazienki usłyszałam, że ktoś wszedł do mojego pokoju, ale pomyślałam, że tylko zdaje mi się. Weszłam do prysznica i dość sprawnie się umyłam. Jakoś byłam zmęczona żeby wziąć długą relaksującą kąpiel. Owinęłam się ręcznikiem i zrobiłam " turban " z ręcznika na głowie. Gdy weszłam do pokoju, jednak nikogo nie było. Wiedziałam, że tylko mi się zdaje. Ale z drugiej strony nie zaszkodziłoby sprawdzić. Zeszłam na dół i rozglądałam się bacznie. W salonie nikogo nie było, ale na wszelki wypadek wzięłam lampkę, która stała na półce i poszłam sprawdzić kuchnię, i pokój cioci. Też nic. Więc mi się raczej zdawało. Wróciłam do pokoju i ubrałam się w moją piżamę. Podeszłam do drzwi, przy których znajdowała się półka, na której była lampka. Zgasiłam ją, minęło trochę czasu kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Podeszłam do łóżka i niezupełnie je widziałam. Położyłam się i ku moim oczom ukazał się jakiś chłopak leżący obok mnie.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam wystraszona
- Cześć Cloe, już się za tobą stęskniłem - odpowiedział uradowany Louis
- Mogłeś uprzedzić, że się dziś do mnie wybierasz, jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to jest przed północą i ja idę już spać kochanie - odparłam z dezaprobatą
- Ohh Cloe, kochanie, nie idziesz jeszcze spać - uśmiechnął się zawadiacko.
- Louis, jutro mam szkołę, wybacz, ale mam ochotę się wyspać albo teraz stąd pójdziesz, albo mnie przytulisz i dopilnujesz aż zasnę, wybieraj.
- Zostanę tu z tobą, ale nie zasypiaj jeszcze. Chcę porozmawiać.
- O czym Louis? - ziewnęłam i się wtuliłam w niego przykrywając go kołdrą.
- O czymkolwiek, wiesz, nic nie wiem o twojej rodzinie, a ja ci o swojej powiedziałem - stwierdził.
- Skąd tak nagle takie pytanie?
- A tak jakoś...
- Nie miałam tak źle jak ty, ale kolorowo też nie. Kiedy miałam 10 lat mój tata umarł na raka. Potem byłam zdana sama na siebie, ponieważ moja matka się zbawiała i mnie miała głęboko w dupie, że tak powiem. Zawsze wieczorami zostawałam sama i chowałam się do pokoju z nadzieją, że tym razem nie przyprowadzi jakiegoś nieznanego mi faceta do domu i nie będą się ruchać. Ale tak było zawsze, aż do teraz. Moja matka to uwielbia. Jedyne wsparcie miałam u mojej cioci, tylko ona wie, że zostałam zgwałcona, no i oczywiście ty... Wiesz Lou, to że moja ciocia ma takie zdanie o tobie to nie oznacza, że jest zła. Martwi się o mnie i dobrze ciebie nie zna, więc musisz sprawić, żeby zmieniła zdanie o tobie, przynajmniej postaraj się dla mnie - długo nie odpowiadał, aż w końcu doczekałam się jego wypowiedzi.
- Nie wiem co mam powiedzieć... Staram się, żeby twoja ciocia mnie polubiła, ale nie zmienię swojego wyglądu, nie będę udawał kogoś kim nie jestem.
- Ale ja wcale nie proszę, żebyś zmieniał wygląd, tylko żebyś pokazał się z jak najlepszej strony.
- Dalej tego nie rozumiem. Po co mam się starać skoro ona i tak tego nie doceni.
- Przynajmniej spróbuj.. dla mnie... dla nas - pocałowałam go w policzek On nie odpowiedział, tylko cmoknął mnie w usta co przerodziło się w bardziej namiętny pocałunek. Chwyciłam Louis'a obiema dłońmi za szyję, a ten znalazł się nade mną. Całował mnie po szyi a ja miałam zamknięte oczy... odpływałam pod wpływem jego dotyku, pocałunków. Mówiąc odpływałam, miałam na myśli to to dosłownie. Było tak delikatnie, że zasnęłam. A co zrobił dalej Louis? Tego to już nie wiem.

*** Tydzień później ***

Nareszcie piątek. Dzisiaj wieczorem miał przyjść Louis, jakoś wreszcie go namówiłam, żeby zapoznał się lepiej z moją ciocią i żeby ona zmieniła o nim zdanie. Jakoś mi na tym bardzo zależało, chcę aby relację między mną, a moją opiekunką były dalej takie same, a nie żeby zmieniały się na gorsze. Była 7.00 rano, jakoś nie miałam ochoty na poranny prysznic, więc poszłam do łazienki zrobić delikatny makijaż i spleść warkocza. Dziś było gorąco na podwórku, co jest bardzo rzadkie w Doncaster. Ubrałam na siebie jeansową sukienkę do kolana i czarne balerinki. Zbiegłam na dół i wyszłam. Czekałam na Louis'a, ponieważ odkąd jesteśmy razem przyjeżdża po mnie i zabiera mnie do szkoły. Nawet go o to nie prosiłam, ale nalegał. Stałam przed domem jeszcze jakieś 5 minut, aż wreszcie podjechał jakiś wóz. Z myślą, że to był Louis, bez żadnego wahania weszłam do środka. Odwróciłam się w stronę kierowcy, żeby się przywitać namiętnym buziakiem, ale...
-  Harry, dlaczego nie ma tu Louis'a, tylko jesteś ty?
- Też cię miło widzieć Cloe.



No i jest 10 :) Wybaczcie, że tak długo czekaliście, ale są wakacje i ja nie siedzę przy komputerze całymi dniami. Postanowiłam rozdziały dodawać w taki sposób: jesli pod tym postem będzie co najmniej 5 komentarzy lub 10 to wtedy dodam kolejny rozdział. To tyle. Miłego czytania.

_______________________________________
To jest kolejny blog, który piszę, ale tym razem z przyjaciółką, czytajcie i komentujcie, to jest nasze wspólne dzieło. Myślę, że wam się spodoba : http://youjustmustbelieve.blogspot.com/



czwartek, 11 lipca 2013

Chapter 9

Jego twarz mówiła sama za siebie. Patrzył na mnie z zaskoczeniem i współczuciem oraz złością. Pewnie nie mógł przyjąć to sobie do wiadomości, że ktoś mnie w taki sposób skrzywdził. Bynajmniej mi się tak wydawało, że tak myślał. Louis otarł mi z policzka łzy. Trzymał swoimi dłońmi moją twarz opierając swoje czoło o moje.
- Tak mi przykro, gdybym tylko... - Przerwałam mu.
- Nie Louis, jest w porządku. Było, minęło. Teraz jest mi dobrze tak jak jest.
- Opowiesz mi jak to się stało?
- Nie lubię wracać wspomnieniami do tamtego wydarzenia, ale dobrze.. powiem.

Wydarzyło się to w Coldwater, gdy miałam 15 lat. Kierowałam się w stronę domu Joel. Można powiedzieć, że była moją przyjaciółką, bo trzymałyśmy się razem, ale była fałszywa wobec mnie. Szłam do niej, bo zaprosiła mnie na noc, a nikogo nie było u niej w domu. Chciałam się wyluzować po kolejnej sprzeczce z mamą. Joel miała brata. Nicco. Był starszy ode mnie o dwa lata. Można powiedzieć, że był przystojny, ale jakoś mnie nie przyciągał, bo rozumem to on się zbytnio nie popisywał. Zapukałam w drzwi. Długo nie musiałam czekać kiedy otworzy mi je.
- No nareszcie jesteś, popcorn już wystygł.
- Wybacz, że musiałaś czekać. Problemy rodzinne mnie zatrzymały. - Mruknęłam.
- Właź, bo niedługo Nicco ma wrócić i nie zdążymy filmu obejrzeć. - Odpowiedziała arogancko. Ja jej zachowanuie zawsze starałam się ignorować, ale przeważnie doprowadzała  mnie do szału. nie wiedziałam do jakiego stanu emocjonalnego może mnie doprowadzić tym razem tego wieczoru. Usiadłam na kanapie i czekałam, kiedy Joel wróci z miską popcornu w swoich dłoniach i jakimś dobrym filmem. Co do wybierania filmów na dane okazje była mistrzem. Po chwili usiadła obok mnie i uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ja to mam ochotę na jakiś film erotyczny. - Ten uśmiech dalej nie schodził z jej twarzy. Zazdrościłam jej urody. Blondynka o brązowych oczach, szczupła i wysoka. Ja przy niej wyglądałam jak nie umyta koza w górach.
- Dla mnie wszystko jedno co wybierzesz, cokolwiek chcę obejrzeć. - Odpowiedziałam bez emocji, a ta tylko pisnęła przy czym klasnęła w ręce. Wstała i włożyła płytę z filmem do DVD. Nie wiem co ją fascynowało w tym, że jakiś ziomek rucha w kółko lasie, potem się kłócą i znowu na zgodę sex. Żałośny, bynajmniej udawałam, że oglądam. Z oglądania wyrwał mnie trzask drzwi.
- Jestem! - Krzyknął i poszedł na górę po schodach. Pewnie do swojego pokoju. Chwiał się lekko, ale nie był aż tak pijany. To sobie chłoptaś zabalował. - Joel! Kryj mnie przed rodzicami, jesteś mi winna to! - Usłyszałyśmy jego głos z góry, ale Jo się nie odezwała. Nagle jej zaciekawienie co do filmu minęło, gdyż zadzwonił jej telefon. Dość szybko go odebrała.
- Halo?... Co?... Dlaczego?... Teraz?... Nie... Dobra już idę. - Rozłączyła.
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Tak, muszę zajść na chwilę do mamy do pracy, poczekasz na mnie 30 min? Idź do mojego pokoju i rób co chcesz, w szafce schowany jest laptop. Jeśli zobaczysz, że Nicco śpi na schodach, to zignoruj to, zawsze tam śpi kiedy się napije, widocznie mu tak wygodniej. - Odparła i podeszła do drzwi. - Czekaj na mnie. - Uśmiechnęła się do mnie i już jej nie było. Po chwili stanęłam na równe nogi i poszłam w stronę schodów kierując się do pokoju Joel. Jej pokój był ogromny. Na środku znajdowało się wielkie łóżko. Ściany były pomalowane na kolor złocistej pustyni. W pokoju także znajdowała się wielka garderoba z ciuchami. Zazdrościłam jej normalnej rodziny. Usiadłam na łóżko i mój wzrok utkwił w podłodze, siedziałam tak po ciemku, nie myśląc o niczym. Po prostu się zagapiłam. Nagle otworzyły się drzwi od pokoju dziewczyny, a o framugę opierał się nietrzeźwy Nicco. Spojrzałam na niego niepewnie.
- Coś nie tak? - Zapytałam patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Oczywiście kochanie, że jest wszystko w porządku. Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa. - Odparł bełkocząc i zbliżył się do mnie. Popatrzyłam na niego z dołu, a on wziął moje nadgarstki i z całej siły przywarł moje ciało do ściany.
- Nicco, jesteś pijany, idź spać... - Powiedziałam, lekko przerażona.
- Nie sam. Nie teraz. - Wsadził rękę pod moją koszulkę i złączył nasze usta w pocałunku, po czym przygryzł moją wargę. Udało mi się wyrwać rękę z jego uścisku. Walnęłam go w twarz i kopnęłam w krocze. On się lekko odsunął, ale nie zwracając uwagi na ból, znowu się do mnie przybliżył. Był zły.
- Ty głupia dziwko! - walnął mnie w twarz, kiedy próbowałam się wydostać z jego objęć. Myślałam, że nie wyjdę z tego w całości.
- Odpieprz się! - plunęłam mu w twarz, a ten pchnął mnie na łóżko i unieruchomił mi ręce. Jego usta całowały moją szyję, lekko ssąc moją skórkę. Miałam łzy w oczach. - Pomocy! Czy ktoś mnie tu słyszy!?
- Zamknij mordę! ja tylko chcę się z tobą zabawić maleńka - zakrył dłonią moje usta, a jego ręka powędrowała pod moją koszulkę. W jego oczach widziałam pożądanie, ale dlaczego akurat ja? Zwinnie zdjął ze mnie moją koszulkę i rzucił ją w kąt pokoju. Zaczęłam się wiercić, ale nie za długo, gdyż przywierał swoim ciałem do mojego, to było oczywiste, że ma więcej siły niż ja. Nie chciałam się tak łatwo poddać, ale widocznie musiałam. Czyli koniec mojego dziewictwa.. Nie chciałam go stracić w taki sposób, raczej nikt by nie chciał. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam, że nie mam na sobie moich shortów. Czyli zaraz to się stanie. Boże niech stanie się cud i ktoś go powstrzyma! Raczej nici z moich błagań.. zdjął ze mnie moje majtki i szybkim ruchem odpinał swój pasek od spodni. Wykorzystałam chwile jego nieuwagi i zaczęłam się wykręcać, udało mi się prawie, ale złapał mnie kiedy wstałam z łóżka. Gwałtownie na nie powróciłam, a on wszedł we mnie i przedarł przez moją niewinność, okropnie bolało. Ponoć to miało sprawiać przyjemność, ale nie sprawiało. Gwałtownie się we mnie poruszał. Z moich oczu wylatywał wodospad łez, trudno było złapać mi oddech. Słyszałam z jego ust głośne jęki.
- Krzycz dla mnie maleńka! - nie zrobiłam tego, a on pchnął jeszcze mocniej. Zaczęłam krzyczeć.
- Ty gnoju! To boli!! - nie odpowiedział na to, tylko zwolnił swoje ruchy i opadł z barku siły. Po chwili wyszedł ze mnie, nawet nie spojrzał na mnie. Leniwymi ruchami zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie prawie nagą na łóżku z siniakami na rękach, biodrach i bólem. W tym momencie czułam się jak gówno, inaczej tego nie opiszę. Miałam ochotę się zabić
. Zabrałam swoje rzeczy i szybko włożyłam je na siebie po czym wybiegłam z pokoju. Nicco nigdzie nie było. To dobrze. Z płaczem wybiegłam z tego domu i już nigdy się tam nie pokazałam.

Louis patrzył się na mnie. Na jego twarzy widziałam zmieszanie. Próbował to wszystko ułożyć w całości, żeby miało to jakiś sens, ale ja i on znaliśmy odpowiedź, to wszystko wcale nie miało sensu. Przez tego pieprzonego idiotę straciłam odwagę i swoją wartość, a najważniejsze, że to nie z nim chciałam stracić dziewictwo. Czułam się jak rzecz, która jeszcze przed tym była nowa, tylko potem ktoś ją zużył i zostawił samą na pastwę losu. Jeden wielki śmieć.Czekałam aż Louis wreszcie coś odpowie, szczerze męczyła mnie ta cisza. Chciałam wreszcie usłyszeć co on powie.
- Zabiję skurwysyna. - W jego oczach był mrok, który zobaczyłam pierwszego dnia, kiedy go poznałam.
- Louis, nie zrobisz tego. On mieszka na drugim końcu świata, poza tym nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty. Było, minęło. Nie wracajmy do tego.
- Ale tak nie można! Przecież on ciebie zgwałcił! Nie pokazał ci co to jest przyjemność, tylko sprawił ci ból. - Był dalej wkurzony, ale widziałam żal w jego oczach.
- Lou, ja już się pozbierałam. Jest teraz wszystko dobrze, bo jesteśmy razem. - Powiedziałam to żeby trochę go uspokoić. Nie chciałam już z nim o tym rozmawiać. To bolało, kiedy przypominałam sobie tamtą noc. Co on wtedy zrobił. Przez tego idiotę boję się iść z jakimkolwiek facetem do łóżka, bo cały czas czuję, że jest we mnie lęk przed, że ktoś mnie skrzywdzi. Jakbym nie została zgwałcona od razu pieprzyłam bym się z Louis'em na tej trawie. Ale bałam się. Zarumieniłam się, bo wyobraziłam mnie i jego uprawiającym sex na tej trawie. Nagle zrobiło mi się tu strasznie gorąco. Chłopak zaczął się śmiać.
- Cloe, ja tylko siedzę, nie gadaj, że aż taki wpływ mam na ciebie. - Dalej się śmiał.
- Jakiś ty zabawny. - Powiedziałam to z sarkazmem.
- Cloe... jeżeli miałoby dojść do czego większego między nami naprawdę, nie skrzywdzę ciebie. Nawet nie wiesz jak ciebie pragnę. Jakbym mógł od razu bym się na ciebie rzucił, zdarł z ciebie te ubranie i ciebie pieprzył. - Po tych słowach, ty można było mnie porównać do jakiegoś czerwonego ogniska. Nie wiedziałam, że Louis myśli o mnie pod kątem erotycznym. - Proszę, daj mi sprawić tobie przyjemność. - Spojrzał na mnie i wyczekując na moją nic nie powiedziałam.
- Cloe?
- Nie.. Louis, za wcześnie, nie chcę...
Nie odezwał się nawet jednym słowem, tylko przyglądał mi się bacznie. Chciałam żeby przestał. Jego wzrok był taki przenikający, pełny pożądania. Tylko niestety nie chciałam. Tak po prostu.

Chapter 8

- Już jesteśmy. - Oznajmił Louis, a ja przestałam się wgapiać w krajobraz za oknem auta. Byliśmy w parku, gdzie go pierwszy raz zobaczyłam. Nie za ciekawie zaczęła się nasza znajomość. Tylko po co tu przyjechaliśmy? Spojrzałam się na niego i obserwowałam jego ruchy. Wyszedł z auta i otworzył mi drzwi z drugiej strony. - Nie podglądaj. - Stanął za mną i zakrył swoją dłonią moje oczy. Lekko podtrzymywał moje biodra i nagle ruszyliśmy z miejsca. Szliśmy cały czas prosto bynajmniej mi się tak mogło wydawać. Słyszałam szum rzeki i śpiew ptaków, oraz wdychałam ten piękny zapach lasu. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam co on planował zrobić. Nie ufałam mu do końca. Mógł mnie zaprowadzić do jakiegoś domku, zamknąć i zostawić, i jeszcze nie wiadomo co... ale tak nie było.
- Louis, kiedy dojdziemy? - Zapytałam już lekko zdenerwowana.
- Już jesteśmy. - Zabrał swoją dłoń z mojej twarzy, a ja otworzyłam oczy i zamurowało mnie. Na mojej twarzy był wielki szok. Nie spodziewałam się tego po Louis'ie. Wydawał się na pierwszy rzut oka, złym, nie dopuszczający do siebie nikogo. Zadał sobie tyle trudu. Wokół nas była krystaliczna rzeka, a obok niej był rozłożony koc i koszyk z jedzeniem. Otaczał nas niezwykły krajobraz nie do opisania.
- Od dziś, to będzie tylko nasze miejsce. - Uśmiechnął się, a ja odwróciłam się w jego stronę.
- Nie wiedziałam, że jest tu coś tak pięknego. Gdzie my jesteśmy?
- Niedaleko parku maleńka.- Odparł. Jakoś odruchowo się do niego przytuliłam, to było piękne, nigdy żaden chłopak się dla mnie nie starał, a Louis to coś zupełnie innego.
- Dziękuję, jednak nie zepchnę ciebie z klifu. - Zaśmiałam się i spojrzałam w górę na niego. Patrzył na mnie tymi swoimi turkusowymi tęczówkami. Troszczył się, ale ja nie takiego Louis'a pierwszy raz spotkałam. Był agresywny, ale nie w stosunku do mnie. Ruszyliśmy w stronę koca po czym na nim usiadłam razem z chłopcem. Byłam trochę skrępowana, bo nie wiedziałam co dalej. Jednak Louis wyjął jedzenie z koszyka. Wszystko ładnie było przyrządzone.
- Przyznaj się, twoja mama to wszystko przygotowała. - Lekko się zaśmiałam i szturchnęłam go łokciem w ramię. On niestety nie odwzajemnił mojego uśmiechu tylko od razu posmutniał i spuścił wzrok na swoje złączone ze sobą dłonie. - Czy powiedziałam coś nie tak?
- No powiedzmy... Ja nie mam rodziców. - Odparł, a mnie zakuło w sercu.
- Ohh Lou... tak mi przykro, nie wiedziałam. Co ze mnie za idiotka... mogłam nie pytać, tylko przykrość ci sprawiłam. - Złapałam się za ramię i odwróciłam wzrok. Louis wyciągnął rękę w moją stronę i złapał mnie delikatnie za policzek żebym popatrzyła mu głęboko w oczy. Myślałam, że zemdleję przez jego dotyk. Był taki czuły.
- Nic nie szkodzi Cloe. Nie jesteś idiotką, po prostu nie wiedziałaś. - Zdjął swoją dłoń z mojego policzka i wziął w swoje ręce moje, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Mój tata został postrzelony na misji zagranicznej kiedy miałem zaledwie 13 lat, a mama zmarła 3 lata temu w wypadku samochodowym. Musiałem zacząć samodzielne życie. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz Cloe. Moja przeszłość może wydać ci się przerażająca, boję się ci opowiadać to co mi się w życiu przydarzyło. Nie chciałbym ciebie stracić skoro już się do siebie zbliżyliśmy.
- Louis, mów. Obiecuję tobie, że nic teraz nie sprawi, że ucieknę. Polubiłam cię. - Po tych słowach się zarumieniłam.
- Jesteś taka urocza. - Uśmiechnął się zawadiacko. - Kiedy moja mama umarła, moje życie to było jedno wielkie gówno. Wyleciałem ze szkoły za kilka pobić i raz, że przyniosłem na teren szkoły heroinę. Siedziałem przez dwa lata w pierdlu za nielegalne sprzedawanie marihuany. Gdy wyszedłem dalej to robiłem, aż do teraz. Nie mam rodziny, nikogo tu nie mam oprócz przyjaciół, no i... ciebie. Moje życie wyglądało właśnie tak, aż do teraz. Ty zmieniłaś moje życie, jesteś moją jedyną nadzieją na lepsze życie, mimo, że długo się nie znamy, a ja już potrafiłem się w tobie zakochać. Nigdy się nie zakochiwałem, szukałem rozrywki wśród dziewczyn i to było zawsze na jeden raz, ale pojawiłaś się ty. Dziękuję.. - Spuścił wzrok i kątem patrzył na mnie. Położyłam swoją dłoń na jego.
- Louis, dziękuję, że jesteś tak ze mną szczery, ale ja nie wiem czy coś do ciebie czuję... - Odwróciłam wzrok w inną stronę.
- Mogę to sprawdzić... - Wziął w dłonie moją twarz, popatrzył w moje niebieskie oczy przez chwilę i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, pełnym pożądania. Na początku byłam sparaliżowana, ale odwzajemniłam pocałunek. W moim brzuchu roiło się od wielkich latających motyli. Jego język domagał się wejścia do wnętrza mojej buzi. Po czym nasze języki złączyły się. Był to wszystko wprawiony, a ja czułam się przy nim jak amator. Jego język wyprawiał cuda, przyjemne cuda.. pieścił delikatnie moje podniebienie. Doprowadzało mnie to wszystko do szaleństwa. Pragnęłam go... Nagle Louis oderwał się ode mnie i z trudem łapał oddech. Chciałam żeby nie przestawał, to było coś takiego czego nikt mi jeszcze nigdy w życiu nie podarował. - Czujesz coś? - Złapał mnie za rękę.
- Sama nie wiem...
- Daj mi szansę... - Popatrzył na mnie z nadzieją. Po długim namyśle odpowiedziałam.
- Spróbujmy. - Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Poważnie? - Patrzył na mnie z nie do wierzeniem.
- Tak. - Odparłam cicho. Louis wstał, wziął mnie na ręce i zaczęliśmy się kręcić. - Louis! - Zaczęłam się śmiać.
- Nareszcie odnalazłem szczęście! - Powoli przestawał się kręcić i ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Oboje chcieliśmy żeby ta chwila trwała wiecznie. Chłopak położył mnie na trawie i ręką jeździł wzdłuż mojego uda. Ale opamiętałam się i zdjęłam jego rękę. Bałam się, poza tym na wszystko było za wcześnie.
- Zrobiłem coś nie tak? - Zapytał z troską. Nasze czoła opierały się o siebie.
- Louis, ja nie mogę... Boję się..
- Czego? Sex'u? Nie skrzywdzę ciebie.
- Nie o to chodzi...
- Powiedz, co cie trapi? - Czekał na moją odpowiedź. Bałam się mu powiedzieć, ale on był ze mną szczery i mimo tego nie uciekłam.
- Bo ja...
- Co?
- Trzy lata temu zostałam zgwałcona... - Powiedziałam to łamiącym się głosem i spojrzałam się na niego ze łzami w oczach. Ponownie powracały nieznośne wspomnienia i koszmary z tamtej nocy...


I jest 8, wieczorem dodam pewnie 9 ;) x

wtorek, 9 lipca 2013

Chapter 7

Obudziłam się, ale w moim pokoju dalej panował mrok. Mój wzrok już przyzwyczaił się do ciemności i nagle dotarło do mnie, że Louis leżał obok mnie i słodko, cicho chrapał. Ucieszyło mnie to, że jednak został. Nie wiem czemu mu tak zależało. Imponuje mi to, że się uparł, tylko dlaczego akurat ja? Co on we mnie widział? To już on jedynie znał odpowiedź na to pytanie. Położyłam się twarzą do niego, a jego ręka automatycznie mnie do niego przysunęła, choć on dalej spał. Zarumieniłam się i szczerze dobrze, że on tego nie widział. Leżałam tak przez jakiś czas, nie mogąc zasnąć. Myślałam o wszystkim, o moim życiu, o tej sytuacji jaka jest teraz, a także delektowałam się zapachem Louis'a. Pachniał miętą zmieszaną z dymem papierosowym. Jego tatuaże zdobiły jego ciało, wyglądał pięknie, nawet kiedy spał. Z fantazji wyrwały mnie dźwięki dobiegające z dołu. Wystraszyłam się i gwałtownie usiadłam na łóżko. Po moim gwałtownym ruchu nagle też chłopak się obudził i położył się na plecy rozciągając się.
- Coś się stało maleńka? - Zapytał zaspanym głosem.
- Ktoś jest na dole. - Odparłam z niepokojem w głosie i wstałam z łóżka.
- Ty tu zostań, a ja to sprawdzę.
- Ale Louis... - Przerwał mi.
- Zostań tu maleńka, nic mi nie będzie. - Puścił do mnie oczko, po czym wstał i wyszedł z mojego pokoju. Zastanawiałam się kto to mógł być, bałam się o Louis'a, bo mógł to być sprawca, który zrobił z mojego domu istny chlew. Podeszłam do drzwi i wsłuchiwałam się w kroki Louis'a. Ktoś coś robił w kuchni, tylko co? Długo Louis'a nie było, więc postanowiłam zejść na dół i sprawdzić co się dzieje. W kuchni stała moja ciocia z wymalowanym szokiem na twarzy.
- Cloe... Możesz powiedzieć co ten pan robi u nas w domu?
- Emm... to jest Louis, mój kolega. To nie tak jak myślisz, on mi tylko dotrzymywał towarzystwa. - Zarumieniłam się, a Louis przyglądał nam się uważnie.
- Nie sądzisz, że to już jest późna pora na odwiedziny? - Moja ciocia oglądała Louis'a od stóp do głów i raczej nie zaimponował dla niej wyglądem. A dlaczego? Bo nie lubiła tatuaży i oceniała ludzi po wyglądzie. Ja przez jakiś czas też taka byłam, ale się zmieniłam, kiedy trochę lepiej poznałam bruneta.
- Przepraszam, że przerywam wam negocjację, ale naprawdę nic się nie wydarzyło. Dlatego żeby bardziej panią nie denerwować lepiej już sobie pójdę. - Uśmiechnął się do mnie. - Miłej nocy życzę paniom. - Wyszedł, a moja ciotka zamknęła za nim drzwi.
- Co ty w nim widzisz Cloe?
- Ciociu on jest w porządku, nie znasz go.
- Przecież to po nim widać, że dla niego liczy się tylko jedno. - Odparła, a ja z zażenowaniem odpowiedziałam:
- Jakbyś poznała go bliżej, to byś wiedziała, że taki nie jest, nie zamierzam drążyć z tobą tego tematu, to ja będę decydowała z kim się zadaję, a teraz przepraszam idę spać, bo czeka mnie szkoła. - Pobiegłam na górę, jeszcze ciocia coś krzyczała, ale ja tego nie słyszałam tylko od razy zamknęłam za sobą drzwi od swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Nagle przyszedł do mnie sms:
" Masz bardzo miłą ciocię ;) x "
Natychmiastowo mu odpisałam:
" Kocham ją, ale czasami przesadza, dobranoc x "
" Śpij dobrze maleńka "
Po tym jak mi odpisał, nie ogarnęłam tego, że mam motylki w brzuchu. Nikt nigdy nie zadawał tyle sobie trudu dla mnie. Ciekawe co będzie dalej.

Następnego dnia.

Zbudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi i głos cioci rozmawiającej z listonoszem. Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na godzinę. Była godzina 7.28. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Prysznic zajął mi tylko 5 minut. Włożyłam na siebie białą koszulkę bokserkę, a do tego morelową spódniczkę przed kolano i czarne balerinki. Z tego wszystkiego nawet nie zdążyłam lekcji odrobić. Pospiesznie zbiegłam na dół i przepychając się przez ciocię i listonosza wybiegłam z domu. Biegłam do szkoły, nagle na coś, a raczej na kogoś wpadłam. Wywaliłam się na tyłek, po czym spojrzałam w górę. Harry. Wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać.
- Gdzie tak się spieszysz? - Zapytał. Od zawsze towarzyszy mu ten piękny chłopięcy uśmiech.
- Do szkoły, zaspałam. Wybacz Harry, ale spieszę się. - Odparłam szybko i ominęłam go, po czym on złapał mnie tylko za nadgarstek.
- Poczekaj, zawiozę ciebie.
- Harry nie chcę sprawiać ci kłopotu, przejdę się. - Ponaglałam go.
- Ależ nalegam, wsiadaj na motor. - Ruszył głową w stronę motoru na znak żebym wsiadła. Wolałam już z nim jechać niż spóźnić się do szkoły. Bałam się jechać motorem, gdyż nigdy na nim nie jeździłam. Złapałam Harr'ego mocno za brzuch i zamknęłam oczy z myślą, że droga minie szybko.
- Cloe, nie tak mocno, bo nie mogę oddychać. - Zaśmiał się, a ja zmniejszyłam uścisk.
- Przepraszam.. - Powiedziałam nieśmiało.
- Nic nie szkodzi, to słodkie.
Droga zajęła nam 5 minut. Wbiegłam na lekcję francuskiego 5 minut po dzwonku. Kiedy weszłam do klasy wszystkie spojrzenia skierowane były na mnie.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale... - Nie dokończyłam.
- Nie tłumacz się, siadaj i nie przerywaj lekcji. - Odparła oschle. Ale pipa z niej.
Usiadłam obok Danielle, która siedziała na końcu klasy, wpatrując w okno i nad czymś rozmyślając, nawet na mnie nie spojrzała kiedy weszłam do klasy. Dopiero zareagowała kiedy usiadłam obok.
- Cloe! Gdzie ty byłaś przez ten cały weekend?! Wiesz, ile muszę ci powiedzieć? - Powiedziała dość piszczącym szeptem.
- Czy panny na końcu mają coś nam ciekawego do powiedzenia na temat, który teraz realizujemy?
Żadna z nas się nie odezwała. - Takie rozmowy to po lekcjach! - Krzyknęła na nas, a my już nie odezwałyśmy się do siebie do końca lekcji. Jedyna lekcja, która była naprawdę męcząca to francuski. Lekcje byłyby przyjemniejsze gdyby pani Cure była choć trochę milsza niż być taką jędzą. Z Dan ruszyłyśmy w stronę stołówki. Kiedy usiadłyśmy do stołów, na scenie stał już Liam i uśmiechał się uwodzicielsko w naszą stronę, ale patrzył tak tylko na Dan. Ona oczywiście mrugnęła do niego i uśmiechnęła się równie tak samo jak on.
- No dobra Dan, o czym ja nie wiem? - Zapytałam ją i podniosłam jedną brew do góry z zaciekawienia. Już mam taki zwyczaj ukazywania zaciekawienia..
- Bo wiesz... no dobra co ja będę ukrywać! Jestem z Liam'em!! - Pisnęła ze szczęścia.
- Nie widziałyśmy się tylko weekend i tyle się zmieniło? Opowiadaj dalej. - Dan z entuzjazmem opowiedziała jak to się stało. Jak wtedy zniknęłam na imprezie, dowiedziała się, że już od dawna mu się podoba. Zazdroszczę jej.
- I właśnie tak to się stało! Ale dość o mnie, opowiadaj co się z tobą działo przez ten czas? Dlaczego zniknęłaś z imprezy? - Zapytała i czekała na moją odpowiedź. Ja zastanawiałam się nad tym co mam jej odpowiedzieć, czy mam jej powiedzieć o tym, że wkradł się do mnie do domu jakiś psychol i zrobił niezły bałagan, i to że Louis został przyłapany u mnie w domu przez moją ciocię? Szczerze to nie chciałam jej okłamywać, ale też ją martwić.
- Louis... - Odparłam bez głębszego zastanowienia na co Danielle otworzyła szeroko buzię. Widocznie nie mogła uwierzyć.
- Co robiliście?
- Nic takiego, nie jest taki zły jak się go bliżej pozna.
- I tak go nie lubię.
- Bo nie znasz. Nie oceniaj go po wyglądzie, to o niczym nie świadczy.
- Uuuu Cloe, czyżbyś się zakochała w panu cholernie seksownym? - Uśmiechnęła się do mnie łobuzersko.
- Co ty pleciesz Dan? Nie prawda, Lou nie jest z mojej półki.
- A co powiesz na to, że on właśnie tu idzie?
-  Co? - Odwróciłam się i ujrzałam udającego się w moją stronę bruneta. Ubrany był w koszulę w paski, czarne spodnie, do tego szelki i zwykłe niebieskie tenisówki.
- Cześć maleńka, zbieraj się, bo wychodzimy z tej dziury. - Uśmiechnął się.
- Cześć Lou, też miło ciebie widzieć. Nie zamierzam z tobą nigdzie iść, mam lekcje. - Odparłam. Dan bacznie nas obserwowała i uśmiechała się do siebie widząc nas razem.
- Zrób wyjątek i ucieknij, potem to się usprawiedliwi. - Bez emocji odpowiedział, a ja popatrzyłam na Dan z bezradną miną. Ona tylko kiwnęła głową na znak żebym poszła.
- Louis, nie mogę, na prawdę...
Chłopak spojrzał na scenę, z której zszedł Liam. Patrzyłam w jego stronę jak kieruje się na scenę i bierze mikrofon do ręki.
- Ludzie! Słuchajcie! Podczas nieobecności Cloe macie ją kryć, bardzo mi zależy na tym żeby teraz ją zabrać w niezwykłe miejsce, które przygotowałem dla niej. Więc umowa stoi? - Patrzył wtedy na mnie, tak jak reszta innych oczu znajdujących się na stołówce, chciałam zapaść się pod ziemię. Nagle ktoś krzyknął:
- A co będziemy z tego mieli?
- Właśnie! - krzyknęła jakaś dziewczyna z marchewkowymi włosami.
- Jutro dostaniecie coś co wam się przyda za darmo i będzie mnie za to po stopach całować, że cos takiego wam dostarczę.
- A co to jest? - Odpowiedział jakiś typ w kapturze.
- Zobaczycie, będzie zadowoleni. Więc umowa stoi? Nagle wszyscy chórem odpowiedzieli. Louis zszedł ze sceny, podszedł do mnie, wziął za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. Nie wiedziałam o co mu chodzi, co chce mi pokazać i co chce dać im w zamian.
- Louis! Tak nie można...
- Owszem można jak widzisz. - Odparł arogancko i otworzył mi drzwi do samochodu żebym weszła, ale chwilę stałam i czekałam na wyjaśnienia. - Cloe, zaufaj mi, nie skrzywdzę ciebie, to jest niespodzianka.
- I?
- I, co? - Opowiedział pytaniem.
- Może jakieś przepraszam?
- Przepraszam, a teraz wchodź. - Weszłam żeby się już nie denerwował i mieć tą niespodziankę za sobą. Nagle chłopak znalazł się obok mnie i ruszyliśmy.
- Nie lubię niespodzianek. - Odparłam bez emocji.
- Ale ta powinna ci się spodobać, obiecuję, a jak nie możesz zrobić ze mną co ci się będzie podobało. - Poruszył brwiami i w ten sposób mnie rozśmieszył.
- Powiadasz wszystko? A wlicza się zrzut z klifu? - Odpowiedziałam śmiejąc się.
- Jak sobie życzysz, ale tak się nie stanie. - Nie spojrzał na mnie tylko się uśmiechnął. Był raczej skupiony na drodze.
- Hahaha okaże się. - Odparłam. Resztę drogi przemilczeliśmy.

No i jest 7. Przepraszam was, że tyle czekacie, ale nie wiem czy mam się czym martwić, skoro nie ma dalej prawie żadnych komentarzy. Za to dziękuję teraz osobom, które się wysilają i napiszą komentarz. Rozdziały właśnie będę dodawała w godzinach nocnych. x

poniedziałek, 8 lipca 2013

Chapter 6

Biegłam i biegłam. Nie zatrzymywałam się, ale po jakimś czasie zwolniłam. Nie słyszałam już za sobą Louis'a. Co ja komuś zrobiłam, że musiałam go znosić? Przecież Zayn niczemu nie zawinił tylko mi pomógł, gdyby nie on to by znowu jakiś cep się do mnie dobrał. Szłam spacerem, ze łzami w oczach, rozmyślałam nad swoim życiem. Jak to jest być szczęśliwym w życiu? Nie mieć taty, w którym miało się jedyne wsparcie. Tylko matkę dziwkę, która biła mnie czasami za nic. Bo po prostu chciała i już. Zaszłam do parku i położyłam się na ławkę. Przestałam już płakać. Światła latarni oświecały park, w którym się znajdowałam, było pięknie. Wsłuchiwałam się w dźwięk wydawany przez sowy. Niczego się w tym momencie nie bałam. Wiatr lekko targał moje włosy. Było przyjemnie, lecz nie za długo.
- Cloe... wybacz mi, naprawdę nie chciałem, żałuję tego co zrobiłem.. proszę wybacz. - Powiedział załamanym głosem i klęknął przy mnie, że nasze twarze były na równym poziomie.
- Louis, daj mi spokój. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. Zapomnij o mnie.
- Nie poddam się tak łatwo. Uważasz, że jestem najgorszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałaś, a nawet mnie nie znasz z tych lepszych stron, tylko wierzysz w plotki innych, którzy nawet ze mną nie rozmawiali i chuja o mnie wiedzą. - Odpowiedział lekko poddenerwowany.
- Louis, wystarczająco udowodniłeś mi jaki jesteś naprawdę. Dlaczego aż tak ci zależy? - Spojrzałam mu głęboko w oczy, po czym wstałam z ławki. On także się wyprostował i staliśmy twarzą w twarz nie spuszczając z siebie wzroku. Jakoś miałam lekki przypływ odwagi.
- Bo mi zależy. Cały czas osądzasz mnie za coś zamiast ze mną o tym porozmawiać. Tak bardzo staram się o to żebyś choć trochę mnie polubiła.
- Louis... ja.. - Przerwał mi.
- Nie Cloe, nie chcę od ciebie słyszeć, że mam przestać. Dziewczyno, czy to do ciebie nie dotarło, że ty mi się podobasz? - Popatrzył na mnie z dezaprobatą, a ja to zignorowałam.
- Louis, wybacz, ale ja nie odczuwam tego co ty. - Spuściłam wzrok w ziemię, jakoś moje bose stopy wydawały nagle interesujące. Chłopak delikatnie podniósł mój podbródek żebym patrzyła prosto w jego piękne turkusowe oczy.
- Jesteś taka nieufna, widzę to... Czego się boisz? - Odparł, a ja nie wiedziałam co mam tu w tym momencie powiedzieć.
- Niczego, jakoś najmniej powinno ciebie to interesować.
- A widzisz, domagam się odpowiedzi.
- Nie.. Może kiedy indziej. - Złapałam się za ramiona i potarłam je. Chłodno się zrobiło. Louis to zauważył i założył mi na ramiona swoją bluzę.
- A to żebyś nie marzła. - Uśmiechnął się, a ja sztucznie to odwzajemniłam. - Cloe... Zacznijmy od początku. Naprawdę, daj mi spróbować jeszcze raz.
- Louis...
- Proszę... - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- No... dobrze. Masz jedyną szansę, więc jej nie spierdol. - Uśmiechnęłam się lekko i znowu spuściłam wzrok. Nagle Louis, wziął mnie na ręce i zaczęliśmy kręcić się w kółko. Naprawdę go to aż tak zadowoliło?
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Odprowadzisz mnie do domu? - Zapytałam.
- Jeszcze pytasz, pewnie, że tak. - Wyszczerzył do mnie te swoje ząbki. Kocham jego uśmiech.
Szliśmy spacerem. Nie za wolno i nie za szybko. Było przyjemnie. Pierwszy raz jego towarzystwo mi nie przeszkadzało. Rozmawialiśmy o wszystkim i śmialiśmy się z czegoś i z niczego. Louis miał niesamowite poczucie humoru, że też wcześniej tego nie zauważyłam. Lubi też być czasem niegrzeczny, ale pasuje to do niego. Po paru minutach byliśmy już pod moim domem. Oczywiście on miałam wejść do środka razem ze mną i czekać, aż zasnę. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Moje serce od razu zamarło. Louis także miał wymalowany szok na twarzy. Wszystkie meble powywalane, talerze stłuczone, wszędzie szkło.
- Co tu się stało?! - Załamał mi się głos.
- Ja pierdole... - Odpowiedział zszokowany.
Weszłam do domu i pobiegłam do swojej sypialni, gdy weszłam do niej wszystko było powywalane. Moje wszystkie ubrania walały się po całym pokoju. Łóżko zostało przesunięte. Moje ramki ze zdjęciami pobite. Mój pokój wyglądał tak jakby niedawno przeszło przez nie tornado. Louis stał tuż za mną z wymalowanym niepokojem na twarzy. Podeszłam do szafek i sprawdziłam czy włamywacz czegoś przypadkiem nie zabrał. Jednak wszystko było na swoim miejscu, tzn. nie dosłownie.
- I dalej twierdzisz, że to ja wysłałem ci tę kartkę? - Powiedział Louis, wchodząc do pokoju i zdejmując mój czarny stanik z koronką z klamki drzwi od łazienki. - Jaki to rozmiar? - Uśmiechnął się do mnie, a ja podeszłam do niego i zabrałam mu to co trzymał w ręku.
- To moje! - wrzasnęłam.
- Domyśliłem się.
- Louis, to nie jest czas na żarty. Nie mam pojęcia co ja powiem cioci, nie zdążymy tego wszystkiego posprzątać...
- Bez obawy pomogę ci.
- Louis nawet nie wiesz jaki ci dziękuję. - Podeszłam do niego i przytuliłam go. On przez chwilę nie odwzajemnił mojego uścisku, widocznie analizował moje poczynania po czym ze zdziwieniem przytulił mnie mocno.
Sprzątanie trochę nam zajęło. Było dużo śmiechu. Louis jednak nie był taki zły. Pragnęłam wiedzieć o nim wszystko. Wiedzieć wszystko o jego przeszłości. Zanim skończyliśmy sprzątać była godzina 2.05. Byłam zmęczona. Włożyłam na siebie piżamę i od razu wylądowałam w łóżku. Louis położył się obok mnie. Leżałam do niego twarzą. Uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłam z niego wzrok i się zarumieniłam na co on się tylko lekko zaśmiał.
- Dziękuję ci jeszcze raz, że mi pomogłeś z tym wszystkim.
- Musisz zawiadomić policję, tak nie może być...
- Louis, myślę, że policja w tej chwili będzie nam zbędna.
- Pogadamy o tym jutro, a teraz śpij. - Szepnął i zabrał mi z czoła zagubiony kosmyk włosa i założył go za ucho.
Tak jak kazał tak zrobiłam. Byłam zmęczona. Jakoś chciałam zobaczyć go jutro obok siebie kiedy się obudzę. Tylko dlaczego?


Dziękuję wam za tyle wejść na bloga! Na prawdę cieszę się, tylko nie mam pewności ilu z was to czyta, bo komentarzy dalej mam mało. Dlatego proszę komentujcie.
Ps. Przepraszam, że rozdział taki krótki., ale nie zawsze mam pomysły. xx

niedziela, 7 lipca 2013

Chapter 5

Lou's POV

Czekałem aż Cloe skończy brać prysznic. Żeby nie marnować czasu zadzwoniłem do Hazz'y:
- Harry!
- Louis! - po tym jak zwykle zaczęliśmy się śmiać.
- Oczywiście dzwonię do ciebie, zapytać się czy będziesz dzisiaj u Zayn'a. Wiesz, bez ciebie nie byłoby najlepszej zabawy na jakiejkolwiek imprezie.
- Louis, nawet nie wiesz jak mi schlebiasz - zaczął się śmiać. - Oczywiście, że będę. Nie straciłbym takiej okazji na wyrwanie jakiejś kolejnej sztuki. Ostatnio jakoś nie miałem szczęścia, ale czuję, że dziś to mój dzień. Powiedz jak tam twoja dziwka? - uśmiał się, a ja mu przerwałem.
- Harry, nie nazywaj jej tak. Jest trudna, jakoś nie łatwo mi się do niej dobrać. Zawsze udawało mi się uwieźć, ale ta jest wyjątkowa. Coś w niej jest.
- Ja bym na twoim miejscu już dawno się poddał. Zależy ci? - zapytał mnie, a ja nawet nie wiedziałem co miałem mu odpowiedzieć.
- Oczywiście, że nie. Próbuję się tylko do niej dobrać. Wiesz.. nigdy się nie poddaję. - Nawet nie wiem czemu okłamałem Harr'ego, ale czy na pewno go okłamałem? Już sam się w tym wszystkim zagubiłem. Nagle usłyszałem, że z łazienki wychodzi brunetka.
- Eemm dobra stary, muszę lecieć. Do zobaczenia. - Rozłączyłem się z czego Harry nie mógł się pożegnać. Cloe stała u progu łazienki w samym ręczniku. Od razu się zarumieniła kiedy na nią spojrzałem. Miała mokre włosy. W każdym wydaniu była piękna.
- Jak tam maleńka, lepiej ci? - Uśmiechnąłem się uwodzicielsko. Ona jak zwykle odpowiedziała mi bez emocji.
- Nie, bo dalej jestem tutaj z tobą. - odparła.
- Maleńka, nie zapominaj, że jesteś mi coś dłużna. Uratowałem ciebie od gwałtu, a ty tak mi się odwdzięczasz. - Powiedziałem z wyższością.
- Już ci mówiłam, że poradziłabym sobie lepiej nawet bez twojej pomocy.
- Oczywiście. - Odpowiedziałem z drwiną.
- Louis, możesz trochę grzeczniej?
- Przecież ja jestem bardzo grzeczny. - Odpowiedziałem z rozbawieniem, a ta popatrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić.

Cloe's POV
Wieczór
Nareszcie wieczór. Jedno na co czekałam, to moje wygodne łóżko. Miałam dość towarzystwa Louis'a. Cieszyło mnie to, że przynajmniej namówiłam go żeby na chwilę zajechać do mojego domu, żebym mogła się przebrać. Kiedy weszliśmy do mojego domu, chłopak rozglądał się po wszystkich stronach.
- Ładnie tu masz.
- Idziesz? - Zignorowałam jego komplement. Nagle Louis bez zastanowienia ruszył tuż za mną do mojego pokoju. Podeszłam do szafy, a Louis wpatrywał się w moje łóżko jak zahipnotyzowany. Trwało to już dłuższą chwilę, aż podeszłam do niego i uszczypnęłam go. Ocknął się od razu.
- No Cloe, jeśli chcesz się do mnie dobrać, to trzeba było od razu zapytać. - Zaśmiał się, a ja jedynie wywróciłam teatralnie oczyma. Brunet usiadł na łóżku i przyglądał się każdym moim poczynaniom. Krępowało mnie to. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że Louis wgapia się w mój tyłek, tylko wyciągnęłam z szafy moją ulubioną miętową sukienkę do kolana, na ramiączkach i skierowałam się w stronę łazienki. Zatrzymał mnie głos Lou.
- Wiesz Cloe, naprawdę nie będzie to żaden problem jeżeli przebierzesz się tutaj. - Poruszył brwiami, a ja strzeliłam buraka i odparłam:
- Świnia. - Louis zaczął uroczo się śmiać, a ja wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Uśmiechnęłam się do siebie tylko nie wiedzieć czemu? Po kilku minutach byłam już gotowa. Louis czekał na mnie w salonie. Miał na sobie czarną koszulkę, która opinała jego tors, jasne jeansowe spodnie rurki i czarne vansy. Koszulka, którą miał na sobie, odkrywała jego tatuaże. Jego włosy były ułożone w taki sposób, jakby niedawno zakończył dobrze udany sex. Wyglądał seksownie. Po chwili się otrząsnęłam, a Louis zaczął się śmiać, gdyż zauważył, że właśnie gapiłam się na niego.
- Jesteś taka urocza. - Odparł.
- Jesteś taki wkurzający. - Odpowiedziałam tak żeby go zdenerwować, niestety nie udało mi się. Zamknęłam za sobą drzwi, ale przed tym na wszelki wypadek sprawdziłam wszystkie okna, czy aby na pewno są dobrze zamknięte. Tak na wszelki wypadek. Droga do domu Zayn'a zajęła nam jakieś 20 minut. Cała droga została przemilczana i jakoś mi to nie przeszkadzało. Dom Zayn nie był za duży ani za mały. Był w sam raz i raczej nie mieszkał z rodzicami. Weszliśmy do środka. Szłam za Louis'em przed obawą, że mogę się zgubić w tym tłumie tańczących ludzi. Poza tym nie mogłabym się zgubić. Louis mocno trzymał mnie za rękę, na początku wyrywałam się, ale nie lubię się z nim droczyć.
- Loueeeeh! - krzyknął zadowolony brunet z burzą loków na głowie. Zapewne to był Harry.
- Harreeeh! - podszedł do niego i się przytulili po przyjacielsku. Harry wydawał mi się seksowny tak jak Louis, ale chyba bardziej milszy od niego.
- Louis, pochwal się swoją zdobyczą. - Spojrzał się na mnie zielonooki i uśmiechnął się.
- Wypraszam to sobie. - Odpowiedziałam lekko zdenerwowana tym jak mnie nazwał Harry. " Zdobycz? " A co ja jestem jakąś rzeczą?!
- Harry, to jest Cloe - Przedstawił nas sobie Louis. - Harry zaopiekuj się Cloe, ja zaraz wrócę. - I nagle Lou zniknął gdzieś w tłumie ludzi. Stałam lekko skrępowana, gdyż brunet patrzył się na mnie i się uśmiechał ukazując rząd białych zębów.
- Mała, nie musisz być taka spięta przy mnie. - Lekko walnął mnie pięścią w ramię żebym się wyluzowała. Jakoś od razu go polubiłam. - No, to powiedz mi jak to jest z Lou?
- Harry, a na co ty liczysz? Z Louis'em nic nie ma i nie będzie. Nie lubię go. - Jakoś zabolały mnie te słowa.
- Czemu nie dasz mu szansy, nawet nie widzisz tego jak stara się żebyś go polubiła.
- Ohh żebym wskoczyła mu do łóżka całkiem nago, dlatego się tak stara.. Harry nie namawiaj mnie, ja znam go ledwie tydzień, nie wiem co on we mnie widzi. Nic o nim nie wiem. Czuję się przy nim nieswojo.. - odparłam i spuściłam wzrok w podłogę.
- Cloe, ja nie będę ciebie do niczego namawiał. Rozumiem co teraz czujesz, to już będzie od ciebie zależało co zrobisz. Powiem ci tyle, że odkąd Lou ciebie poznał zmienił się. To znaczy nie zmienił się tak bardzo, ale jeśli chodzi o dziewczyny.. Wcześniej to się tylko zabawiał i każdą dziewczynę, którą poznał przeleciał, i rano już nie było jej przy nim. Budził się sam. Te całe jego życie to była jakaś wielka rutyna, z której nie potrafił wyjść.
- Harry, ja nie zmienię swojego zdania na jego temat. Niczym mnie to nie przekonuje. Dziękuję mu tylko za to, że uratował mnie od ponownego zgwałcenia.. - Chwila... co ja powiedziałam?!
- Co? To ktoś już ciebie wcześniej zgwałcił? To znaczy, już nie jesteś dziewicą? - Harry stał z szokiem na twarzy, ale ja starałam się go uspokoić.
- Tak.. nie jestem dziewicą fizycznie, ale psychicznie owszem. Tylko błagam, nie mów nic dla Louis'a nie chcę, żeby wiedział o mnie dużo.
- Nie ma sprawy maleńka. - Puścił do mnie oczko i spojrzał w inne miejsce. Ja powędrowałam za jego wzrokiem. Patrzył na Louis'a, który właśnie stał za mną. Mam nadzieję, że niczego nie słyszał.
- No i jak się bawicie? - Zapytał Louis z uśmiechem na twarzy.
- Harry jest bardzo miły. - Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, on oczywiście odwzajemnił uśmiech i poszedł gdzie indziej, widocznie uznał, że tylko by nam przeszkadzał. - Wybacz Lou, muszę się przewietrzyć. - Ominęłam go i wyszłam na dwór. Na reszcie mogłam oddychać. Oparłam się o ścianę budynku i zamknęłam oczy, miałam przed sobą twarz Louis'a, ale też Harr'rgo. Nie za długo postałam sobie w spokoju.
- No, no, no, co my tu mamy za okaz. - Powiedział blondyn, przybliżając się do mnie z grupką swoich kolegów. Śmierdziało od nich papierosami i narkotykami. - Co taka ładna dziewczyna, robi tu sama? - przybliżył się jeszcze bliżej i dotknął swoją dłonią mojego policzka. Był wyższy ode mnie co najmniej o głowę.
- Umm, nie jestem tu sama, jestem tu ze znajomym i raczej nie będzie zadowolony jeżeli zaraz nie wrócę, więc przepraszam was chłopcy. - Chciałam go wyminąć i wrócić do środka, ale na moje nieszczęście blondyn złapał mnie za nadgarstek i przygwoździł do ściany. Drżałam ze strachu. Moje życie wyglądało o wiele lepiej, kiedy nie było w nim Louis'a.
- Daj mi spokój, nie mam ochoty na zabawy z takim jak ty! Nie jestem dziwką! - Wykrzyczałam mu to prosto w twarz i próbowałam się wyrwać od niego.
- Nie tak szybko. - Przygryzł swoją wargę, a ja zamknęłam oczy.
- Louis!! Pomóż mi błagam! - Krzyczałam , ale wątpię żeby mnie usłyszał, gdyż z domu wydobywała się głośna muzyka. Blondyn uciszył mnie pocałunkiem. Był on niedoświadczony. Całował dość niechlujnie, a ja nie potrafiłam go odepchnąć, więc postanowiłam przeczekać tą żałosną chwilę. Zanim się obejrzałam blondyna nie było. Odepchnął go ode mnie jakiś mulat. Był bardzo przystojny.
- Nie zbliżaj się do niej, bo następnym razem to nie ze mną będziesz miał do czynienia. - Ostrzegł go ciemnowłosy przystojniak i przybliżył się do mnie.
- Ty pewnie jesteś Cloe. Zayn. - Przedstawił się, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję ci Zayn.
- Drobiazg. Gdzie jest Louis, że jesteś tu sama? - Zapytał.
- W środku, chciałam się przewietrzyć, ale widocznie jak zwykle mam pecha. - Zaśmiałam się. Z Zayn'em weszliśmy do środka, gdzie czekał na mnie nieźle wściekły Louis. Ale co ja takiego zrobiłam? Patrzył na Zayn'a, który obejmował moje biodro. Podszedł do nas niebezpiecznie szybko i zerwał rękę Zayna z mojego biodra.
- Louis uspokój się, to nie jest tak jak ci się wydaje. - Zayn starał się go uspokoić, ale jakoś na marne, bo dostał od niego w łuk brwiowy. Chłopak upadł na ziemię, a ja stałam sparaliżowana, zupenie nie wiedząc co mam teraz zrobić.
- Nie próbuj jej dotykać! Ona jest moja! Kurwa, czy trudno wam to aż tak zrozumieć ?! - Krzyknął w stronę Zayn'a wkurzony Louis. Ja wybiegłam z mieszkania ze łzami w oczach. Miałam tego wszystkiego dość. Żeby droga zleciała mi szybciej, zdjęłam moje szpilki i biegłam. Słyszałam tylko jak Louis krzyczy za mną żebym się zatrzymała, ale ja już nie zamierzałam się zatrzymać. Miałam go dość.