sobota, 24 sierpnia 2013

Chapter 17

Myślę, że spodoba wam się ten rozdział. Nie mam ciekawszych pomysłów, bo sami wiecie jak jest teraz. Nasz Zayn oświadczył się dla Perrie. A ja nie mam głowy do myślenia...  Nie cieszę się z tych zaręczyn. Boli mnie to... :c


_________________________________________________________________________


Obudził mnie dźwięk koparek dobiegający zza okna pokoju. Nawet w sobotę nie dadzą się wyspać, to chyba normalne, że o takiej godzinie ludzie chcą jeszcze spać. A właśnie, która godzina? Obróciłam się, by spojrzeć na zegarek. 8:47. Zorientowałam się, że wcale nie jestem w swoim łóżku. Momentalnie przypomniałam sobie ostatnią noc spędzoną z Louisem. Ale gdzie on tak właściwie jest? Postanowiłam zejść na dół, pewnie jest w kuchni. Schodząc po schodach towarzyszyły mi nieznośne bóle, w dolnych partiach ciała, chociaż już zdążyłam się przyzwyczaić. W całym domu panowała cisza, którą zakłócały te pieprzone koparki. W salonie, na stoliku znalazłam małą karteczkę. Podeszłam bliżej, żeby móc przeczytać wiadomość, która jest prawdopodobnie od słodkiego bruneta.
" Hej kochanie, spałaś tak słodko, że nie chciałem Cię budzić. Jestem na zakupach, ponieważ moja lodówka świeci pustakami, a przecież musisz coś jeść. Poczekaj na mnie, po śniadaniu odwiozę Cię do domu i tak nie miałabyś szans gdziekolwiek iść, dobrze wiesz z jakiego powodu ;) " 
W takim razie mam chwilę czasu, pójdę się wykąpać. Ruszyłam więc w kierunku łazienki. Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania, weszłam pod prysznic i pozwoliłam żeby letnia woda pieściła moje nagie ciało. Kiedy skończyłam się myć, chwyciłam ręcznik wiszący obok, wytarłam mokre włosy robiąc turban.Wzięłam kolejny ręcznik, owinęłam się i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do sypialni Louisa. Stanęłam przy szafie, pełnej jego ubrań. Zrzuciłam ręcznik na ziemię, wygrzebałam z szafy pierwszą lepszą koszulkę i włożyłam ją na siebie. Wróciłam do łazienki, aby nałożyć majtki. Zdjęłam turban z głowy i jeszcze raz przetarłam włosy ręcznikiem. Nie zdążyłam ich rozczesać, ponieważ ktoś zadzwonił do drzwi. Nie byłam pewna czy powinnam otworzyć. Może to właśnie Lou wrócił z zakupów. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. 
Moim oczom ukazał się wysoki brunet z kręconymi włosami. Wyminął mnie, po czym zamknął drzwi. 
- Patrzę, że jesteś świeżo po kąpieli, czyżby zmęczyła cię ostatnia noc?- uśmiechnął się do mnie chamsko.
- Co ty tu robisz Harry? - zapytałam go lekko speszona.
Poczułam, że robię się lekko czerwona. Jego wzrok mnie onieśmielał. Przecież stałam teraz przed nim w koszulce sięgającej mi do połowy uda, w dodatku nie miałam stanika. 
Zignorował moje pytanie, jego wzrok powędrował w kierunku mojej klatki piersiowej. 
- Po raz kolejny mam okazję ujrzeć co nieco, tylko teraz niestety są okryte koszulką - powiedział najbardziej bezczelnym tonem na jaki było go stać. 
W głowie miałam obraz tego, co wydarzyło się gdy byłam z nim na plaży. Zakryłam piersi rękoma i postanowiłam zmienić temat.
 - Po co przyszedłeś? Louisa nie ma, przyjdź później. - powiedziałam i wskazałam głową drzwi. 
- Bardzo chętnie na niego poczekam, przy okazji dotrzymam ci towarzystwa. 
Pomyślałam sobie, że to dobra okazja, aby porozmawiać z nim o nadchodzącym balu. Niechętnie zaprosiłam go do środka. 
- Usiądź w salonie, zrobię nam coś do picia. - zaproponowałam.
Harry ruszył w stronę salonu, a ja do kuchni.
Po chwili wróciłam niosąc herbatę na tacy. Postawiłam ją na stole, po czym usiadłam na fotelu zachowując jak największy dystans między mną a Harrym. 
- Chodź bliżej, boisz się mnie?- zapytał, wciąż zerkając na mój biust. 
Zdenerwowana rzuciłam w niego poduszką, co tylko bardziej go rozbawiło. 
- Mnie tu jest bardzo dobrze.- powiedziałam nieśmiało. - Harry..- zaczęłam krępując się. - Pamiętasz, jak pisałam ci o balu w mojej szkole?
- Tak, pamiętam. Dlaczego nie pójdziesz na niego z Louisem?- zapytał wyraźnie zadowolony.
Chciałam zapytać co go tak bawi, ale odpuściłam. Postanowiłam nie schodzić z tematu, kułam żelazo póki gorące.
- Louis stwierdził, że to nie dla niego. - przyznałam. 
- Ale dlaczego akurat to ja mam pójść z tobą? - puścił do mnie oczko. 
Zaczynałam się denerwować.
- Dobra, tylko zapytałam. Nie chcesz iść, to nie! - oburzyłam się. 
Wstałam, chciałam już wyjść do kuchni, ale Harry chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Bardzo chętnie z tobą pójdę, nie obrażaj się - patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę, nawet nie zorientowałam się, że Louis wrócił. 
- Kochanie, już jestem! - krzyknął brunet. 
Szybko oderwałam się od Harrego i kuśtykając ruszyłam w stronę swojego chłopaka.
Pocałowaliśmy się na powitanie, nie był to długi pocałunek, ale mimo to był przyjemny.
Harry stanął przy nas i odkaszlnął.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale..- przerwał mu wyraźnie niezadowolony Louis.
- Co ty tu kurwa robisz? Cloe dlaczego go wpuściłaś? - krzyknął porządnie wkurwiony chłopak.  
- Nie wiedziałam, że to on. A poza tym, przecież to twój przyjaciel, dlaczego miałabym go nie wpuszczać?- zapytałam.
Byłam zdziwiona reakcją mojego chłopaka, ciekawiło mnie co będzie dalej. 
- Wolałbym gdybyś podczas mojej nieobecności nie wpuszczała nikogo, nawet jeśli jest to ktoś z moich bliskich. - odpowiedział. 
Harry z uśmiechem na twarzy przyglądał się naszej rozmowie. 
- Co cię tak do chuja bawi? - rzucił Louis.
- Dlaczego Cloe tak kuleje?- zignorował jego pytanie. 
Złapałam się za biodro, które było obolałe, pełne siniaków. 
- Ja.. wcale nie kuleję.- zarumieniłam się.
- Nie powinno cię to interesować, czego chcesz?- zapytał zirytowany Lou. 
- Pogadamy kiedy ochłoniesz, a tak na przyszłość nie odrzucaj zaproszeń swojej dziewczyny, bo może z nich skorzystać ktoś inny. - uśmiechnął się dumnie i ruszył do wyjścia. 
- Co masz na myśli? - Louis stanął mu na drodze. 
- Myślę, że Cloe wytłumaczy ci to najlepiej. Zadzwoń jak się uspokoisz. Do zobaczenia Cloe - wyminął Louisa i wyszedł. 
Stałam jak wryta, nie wiedziałam co mam zrobić. Brunet patrzył na mnie pytająco. 
- Kochanie, nie powinieneś być na mnie zły. Odmówiłeś mi kiedy poprosiłam ciebie, a bardzo zależy mi żeby pójść, lecz sama nie pójdę.
- To mam rozumieć, że idziesz z nim? Jeszcze niedawno tak ci nie odpowiadało jego towarzystwo.
- Louis... - przerwał mi.
- W porządku, rozumiem. - odpowiedział uśmiechając się. - Może weźmy się za to śniadanie? Co byś powiedziała na naleśniki?
Była zdziwiona, że nie chciał prowadzić ze mną konwersacji na ten temat, ale akurat dobrze się składa, bo nie chciałam się z nim kłócić, więc nie drążyłam dalej tematu.
- Jestem jak najbardziej za, skąd wiedziałeś że je uwielbiam? - zapytałam uradowana.
- To czysty zbieg okoliczności Cloe - uśmiechnął się zawadiacko, po czym przyciągnął mnie do siebie.
Położył jedną rękę na mojej talii, drugą umieścił na mojej szyi lekko ją pieszcząc. Delikatnie chwycił zębami moją dolną wargę, po czym powoli się do niej przyssał. Rozpływałam się pod wpływem jego dotyku, jego ręce wciąż dotykały tak delikatnie moje ciało. Jego język powędrował szukając ukojenia w mojej buzi. Nasze języki sprawiały sobie przyjemność, ponieważ ja i Louis znaliśmy nasze słabe punkty.

- Kocham cię Cloe - wymruczał mi do ucha.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam, delikatnie całując go w czoło.
Z trudem oderwaliśmy się od siebie, ja zajęłam się rozpakowywaniem torby z zakupami. Lou w tym czasie włączył radio, leciała akurat bardzo wesoła piosenka FALL OUT BOY - THIS AIN'T A SCENE IT'S AN ARMS RACE co jeszcze bardziej pobudziło mnie do pracy.

Zaczęłam podśpiewywać sobie pod nosem, ponieważ Fall out boy to mój ulubiony zespół i najbardziej lubię tą piosenkę. Wyjęłam najpotrzebniejsze rzeczy, aby zrobić naleśniki. Louis wyciągnął patelnie i olej. Postanowiłam podgłośnić radio. Nie śpiewałam dość głośno, bo zdaję sobie z tego sprawę, że nie mam zdolności muzycznych. 
 Kiedy zobaczyłam, że Louisa wzrok spoczywa na mojej klatce piersiowej zarumieniłam się, w końcu dalej nie miałam stanika.
- Kochanie, po takiej nocy nadal się mnie wstydzisz? Przecież widziałem już cie całą nagą. - uśmiechnął się zadziornie po czym rzucił we mnie plackiem naleśnikowym. Zaśmiałam się i nawet nie zauważyłam kiedy dostałam kolejnym.
- Lou jedzeniem nie wolno rzucać. - spojrzałam na niego z uśmiechem i pogroziłam palcem.
Chłopak zaśmiał się i kolejny placek poszedł w ruch.
-O nie kochanie, ze mną się nie zadziera. - zaśmiałam się i chwyciłam placek leżący na stole i rzuciłam nim w chłopaka. Tak o to rozpętała się nasza wojna naleśnikowa. To chyba najlepsze śniadanie jakie kiedykolwiek jadłam. Zmęczeni i najedzeni wzięliśmy się za sprzątanie, ponieważ kuchnia była cała w cieście naleśnikowym. Uwielbiam żarty z Lou. Kiedy usiłowałam wyciągnąć naleśnika spod stołu, Louis wziął mnie na ręce i skierował się do salonu.
- Puść mnie wariacie! - krzyczałam, śmiejąc się gdy mnie gilgotał.
Wylądowaliśmy na czarnej kanapie, pokrytej skórą. Nie miałam szans wyrwać się z uścisku chłopaka, co spowodowało że zostałam wymęczona gilgotkami.
Ukradkiem zerknęłam na zegarek, dochodziła 13. Przypomniałam sobie, że ciocia wcale nie wie że wymsknęłam się w nocy z domu, chyba że.. chyba że się dowiedziała. Czeka mnie pewnie ciekawe kazanie.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Louisa.
- Coś się stało?- zapytał zmartwiony.
- Nie, zastanawiam się tylko czy ciocia zauważyła że nie ma mnie w domu.- odpowiedziałam lekko spięta.
- Może lepiej będzie jak już zawiozę cię do domu? Po drodze zajadę jeszcze do Harrego chyba powinienem go przeprosić. - powiedział, puszczając do mnie oczko.

- Ohh Louis... nie chcę wracać do domu - zarzuciłam mu ręce na szyję i się w niego wtuliłam. - Jest mi tu dobrze z tobą.
- Też nie chcę ciebie odwozić kochanie, ale twoja ciocia znienawidzi mnie jeszcze bardziej. - zaśmiał się.
- A da się jeszcze bardziej niż do teraz? - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
Chłopak złapał mnie za rękę po czym chwycił z blatu kluczyki i wyszliśmy z domu. Przez całą drogę do domu Lou odpowiadał mi kawały. Myślałam, że pękne ze śmiechu. Nie dość, że bolały mnie dolne partie ciała to i jeszcze brzuch od śmiechu. Gdy już byliśmy pod moim domem to niechętnie wyszłam z samochodu. Louis wyszedł razem ze mną aby odprowadzić mnie do drzwi.
- Będę tęsknił. - przytulił mnie i pocałował w głowę.
- Dzwoń, jak tęsknota będzie mocna. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. - Życz mi powodzenia, bo będę teraz trupem.
- Oczywiście, pozdrów swoją ciocię - zaśmiał się i ostatni raz cmoknął mnie w usta, po czym oddalił się do swojego wozu.
Odwróciłam się jeszcze na chwilę w jego stronę, ale Louis już odjeżdżał. Wzięłam wdech i weszłam do domu. Rozglądnęłam się czy gdzieś jest ciocia, ale usłyszałam jak telewizor gra w salonie. Miałam cichą nadzieje, że będzie teraz w pracy, ale się myliłam. Jestem trupem.

____________________________________________________________

Oficjalnie Natalka jest teraz współautorką tego opowiadania. Nie jest directionerką, ale chce mi pomóc :D
Przepraszam, że długo czekaliście, myślę, że do rozpoczęcia roku szkolnego pojawią się jeszcze jakieś 2 rozdziały, ale nie obiecuję :D No.. chciałabym żeby było pod tym postem dużo komentarzy, nie podaje już liczb :)

4 komentarze :